A teraz stoję tu przed Tobą. Czuje jak łzy na nowo zbierają się w moich oczach. A przecież wylałam już z siebie ich morze. Minął rok. Okrągły rok od kiedy ostatnio Cię widziałam i słyszałam. Nawet nie wiesz ile kosztowało mnie to, żeby Ci teraz o tym wszystkim powiedzieć. Streścić osiem miesięcy w kilkanaście minut mojego monologu do Ciebie. Patrzysz na mnie tymi ciemnymi oczami i widzę w nich po raz kolejny zdziwienie. Nie wiedziałeś o małej Gabrieli? Nie kłam. Wiem, że Thiago Ci powiedział. Nie mam żalu, ani nie jestem zła. Wspierał mnie, wspierała mnie cała Twoja rodzina. Szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć o Tobie. Patrzę na Ciebie i już nie wiem, co więcej mogę Ci powiedzieć. Zwyczajnie nie spodziewałam się tego, że Cię tutaj spotkam, dzisiaj. Powinnam utłuc Alexisa...
Przepłakałam przez Ciebie pół roku. Do tej pory nie wiem, czemu wyjechałeś. Jeszcze dzień wcześniej cieszyłeś się z powrotu do pierwszej drużyny, później siedziałeś już w samolocie. Ale teraz już nie cierpię, mam chłopaka, który mnie kocha. Powtarza mi to codziennie: rano, popołudniu i wieczorem. Może nie powinnam mu wierzyć, przecież Ty też wielokrotnie mówiłeś mi o tym, co czujesz do mnie. Widzę jak świetnie dogaduje się z małą, jest dla niej prawdziwym ojcem. Nie Ty, tylko właśnie on.
Tak wiele niespełnionych obietnic, słów bez pokrycia. To wszystko już za nami. Pamiętasz, miałeś zabrać mnie na plaże? Już za późno. Już tam byłam... Czułam jak morskie fale rozbijały się o moje łydki, czułam przyjemny chłód słonej wody rozchodzący się po moim ciele. Pokazał mi ją ktoś inny, nie Ty. Nie czułam tylko Ciebie i tego, że jesteś obok mnie. Może po prostu, dlatego, że Cię tutaj nie było?
-Niki - słyszę Twój głos pierwszy raz od roku i wiem, że moje oczy właśnie świecą. Nie radością, nie podnieceniem, ale łzami. - Przepraszam, gdybym wiedział.
Wiesz, że Twoje słowa już nic dla mnie nie znaczą? Nic, zupełnie nic. Pokazałeś mi, że niepotrzebnie dla Ciebie straciłam głowę, przyleciałam tutaj. Chociaż z drugiej strony... Może to ma jakiś głębszy sens. Może powinnam być Ci wdzięczna, bo to dzięki Tobie poznałam jego. Był przy mnie kiedy Ciebie zabrakło. Już nie jestem w stanie dłużej patrzeć na Twoją twarz, dlatego wlepiam swój wzrok w Twój tatuaż. Ten sam, który tak uwielbiałam obrysowywać palcem wskazującym prawej dłoni. Przymykam powieki, już nic nie chcę widzieć. Chcę po prostu po raz kolejny móc wsłuchać się w Twój żałosny ton głosu, kolejną prośbę nie do spełnienia.
-Wróć do mnie - czuję jak teraz mnie do siebie przytulasz i zostawiasz ślad Twoich ust na moim czole. - Musiałem sobie wszystko ułożyć w głowie.
-Za późno... - tylko tyle jestem w stanie Ci powiedzieć.
Dość pewnie się od Ciebie odsuwam. Biję się z własnymi myślami i pragnieniami, bo przecież chcę przypomnieć sobie Twój zapach, smak Twoich ust, Twój dotyk i słodkie słowa, które szeptałeś mi zawsze na ucho. Brakuje mi czasem tych skarpetek porozrzucanych po każdym kącie mieszkania i mruczenia po hiszpańsku w geście niezadowolenia. Cholera! Nie mogę się rozczulać, muszę się opanować. Nie mogę już popaść w żaden szalony romans, mam dziecko. Myślę za dwoje.
Stoję tak z rękoma splecionymi na klatce piersiowej i patrzę tępo w trawnik. Patrzę jak równo jest przystrzyżony, jak ładny odcień zieleni reprezentuje. Stoimy tak w ciszy i chcę już iść, ale nie mogę. Czuję jak Cristian łapie mnie delikatnie za łokieć. Ten delikatny dotyk może mieć tylko jednego właściciela i to nie jesteś Ty.
-Nie chcę Wam przeszkadzać, ale mała jest głodna - słyszę jego głos tuż za moim karkiem.
Energicznie kiwam głową i odwracam się na pięcie. Łapie mnie za rękę i odchodzę razem z nim. Czuję jak łzy w moich oczach kumulują się co raz mocniej.
-Mogę ją chociaż poznać?! - wołasz za mną, ale ja już nic nie odpowiadam. Wchodzę do domu i zamykam za sobą drzwi, tylko po to, żeby za chwilę móc wtulić się w tors Tello. Przytula mnie, głaszcze po głowie i całuje w skroń. Nic nie mówi... Wie jak trudne to było dla mnie. Bo przecież to spotkanie nie mogło należeć do najłatwiejszych, do tych, w których zakochani rzucają się sobie na szyję, a potem żyją długo i szczęśliwie... To nie byliśmy my. To nie mogliśmy być my. Kolor tęczy zmył się wraz z pierwszą burzą.
Od autorki: No więc dobrnęłyśmy do końca (wiem zdania nie zaczyna się od no więc). Część z Was jak widać słusznie obstawiła Tello jako zastępstwo. Dziękuje Wam wszystkim za to, że poświęciłyście czas na te w sumie 7 odcinków i wyrażenie swojej opinii.
Jeśli już zaczynacie tęsknić to nie martwcie się, istnieje iskierka nadziei mówiąca, że odbije mi i napiszę drugi sezon. Ale będę musiała go serio mieć skończonego, żeby dodać. Na pewno wtedy możecie liczyć na powiadomienie z mojej strony. I nie oczekujcie tego na pewno szybciej niż Nowy Rok, Trzech Króli, a chyba nawet 1 lutego. Myślę, że kiedyś nadejdzie po prostu na to czas.
Póki co zapraszam Was na coś innego tutaj.
sobota, 15 grudnia 2012
wtorek, 11 grudnia 2012
5.
Pamiętasz kiedy po dość długim oczekiwaniu na kolejne minuty w pierwszej drużynie Barcelony w końcu je dostałeś? Wróciłeś z treningu z radością zajmując miejsce na blacie. Zawsze siadałeś tam z uśmiechem na twarzy, podczas gdy ja zajmowałam się przygotowaniem dla nas jakiegoś posiłku. Spojrzałam na Ciebie pytającym wzrokiem. O nic nie pytałam, wiedziałam, że za chwilę nie wytrzymasz i wszystko mi wyśpiewasz. Ale Ty milczałeś uważnie obserwując mój każdy ruch.
-Co jest? - spojrzałam Ci w oczy sięgając po czyste talerze. - Zjesz?
-Nie wiem czy coś przełknę - zaśmiałeś się zeskakując z blatu i obejmując mnie o tyłu jednocześnie krępując moje ruchy.
-Czym się tak stresujesz? - mruknęłam opierając teraz swoją głowę o Twój tors.
-Jadę niedługo na trening. - poczułam Twoje usta na mojej szyi. - Thiago ma po mnie wpaść.
-Byłeś przecież na treningu - swoimi dłońmi odnalazłam Twoje spoczywające na moim brzuchu.
-Mhm.. Ale mam dzisiaj jeszcze jeden. Z pierwszym składem - z tonu Twojego głosu biło słońce. Cholera Ty się cieszyłeś! Byłeś wtedy taki szczęśliwy!
-Zagram jutro z pierwszym składem! - niemal krzyknąłeś mi prosto do ucha.
Byłam tak samo szczęśliwa jak Ty. Nauczyłeś mnie cieszyć się swoim szczęściem. Obróciłam się przodem do Ciebie, by móc zawiesić Ci ręce na szyi i wyściskać. Chyba pisnęłam Ci nawet z radości do ucha, bo lekko się ode mnie odsunąłeś. Mimo to patrzyłeś na mnie nadal z tą radością w oczach i uśmiechem na twarzy. Złapałeś mnie za ręce, mocno je ściskając. Musiałam wyglądać jak ostatnia idiotka z tym szerokim uśmiechem przyklejonym do mojej twarzy i świecącymi oczami.
-Musisz iść tam jutro ze mną... - nie przestawałeś patrzeć mi w oczy mówiąc to. Ponownie Cię przytuliłam, po czym Ci przytaknęłam. Miałeś rację. Nie mogłam tego przegapić.
Następnego dnia zajęłam miejsce na trybunie tuż obok Julii i paru innych dziewczyn piłkarzy. Nawet nie wiesz jak ogromna duma rozpierała moje serce, kiedy widziałam Ciebie stojącego u boku brata przed rozpoczęciem meczu. Nie dość, że przebojem wdarłeś się na ten mecz do pierwszej drużyny, to jeszcze jak zwykle musiałeś zrobić wielkie wejście. Pierwsza XI, zawsze tylko w to celowałeś, nic innego. Mimo to po meczu powtarzałeś mi w kółko, że to tylko nic nie znaczący mecz, o zwykły puchar, nawet nie o wygranie ligi. Ale to nie było nic małego, byłeś tam jako jeden z nielicznych grajków Barcelony B. Nie byłam w stanie przekonać Cię, że to coś wielkiego, bo do Ciebie nie docierało, jak grochem o ścianę. Z jednej strony się cieszyłeś, z drugiej w kółko powtarzałeś mi jak wielkie szczęście miałeś, że znaczna część składu była kontuzjowana. A przecież, Twoim obowiązkiem w tamtym momencie było skakanie ze szczęścia, że dostałeś swoją szansę. Cały Rafinha, zawsze mu mało.
Pamiętasz dzień Twoich urodzin? Chyba oboje chcieliśmy zbyt szybko dorosnąć. Zwłaszcza ja, włócząc się po sklepach i szukając seksownego kompletu bielizny, który miałam zaprezentować mojemu chłopakowi po dzisiejszej kolacji z jego bliskimi i przyjaciółmi. Zdecydowałam się na dwa komplety: jeden na Twoje urodziny, drugi na Walentynki, które miały mieć miejsce, przecież dwa dni później. Kiedy zrobiłam już zakupy i kupiłam Ci prezent: nowiutkie słuchawki, do których tak bardzo wzdychałeś od miesiąca skąpiąc pieniędzy na ich zakup, mogłam skoczyć jeszcze do kosmetyczki na szybki manicure i pedicure. W końcu tej nocy chciałam być Twoją księżniczką. Cztery miesiące w Barcelonie i obecność dziewczyny Twojego brata sprawiły, że umiałam już trafić do jednego z najlepszych fryzjerów w mieście, kosmetyczki czy też wiedziałam w jakiej restauracji warto jeść, a do jakiej nie opłaca się nawet wchodzić. Do mieszkania wróciłam, kiedy Ty siedziałeś już nerwowo na kanapie. Powitałeś mnie krótkim 'co tak długo?'. Chwilę mi zajęło wytłumaczenie Ci, że miałam parę spraw do załatwienia i że na pewno wyrobimy się na czas. Miałam ochotę wygonić Cię na dół, żebyś posprzątał w swoim nowym samochodzie, ale przecież zapowiedziałeś mi, że jedziemy dzisiaj taksówką. Uciekłam, więc do łazienki, w której się zamknęłam. Musiałam się przebrać i przygotować, na te Twoje 20 urodziny. Jak to wtedy brzmiało poważnie... Można by rzec, że rozpoczynałeś nowy etap w życiu. Tamtego wieczora po raz kolejny przekonałam się jak bardzo udaną masz rodzinę, jak są szczęśliwi z takiego syna jak Ty. Mam dla Ciebie jednak przykrą wiadomość, tamtego wieczoru miałeś konkurencję w postaci swojego brata. I nie był nim Thiago, który pół wieczoru opowiadał o tym jak przeżywałeś ostatnio mecz, czy też opowiadający anegdoty z szatni. To Bruno. Jezuniu, jakie to dziecko jest słodkie! Uważaj Rafa, poczekam aż podrośnie i wtedy go poderwę. Ale wracając do kolacji, wszyscy rozkręcali się co raz bardziej, a przy stole panowała na prawdę przyjacielska atmosfera. Rozmawiałam z Julką i dziewczyną Jonathana jednocześnie uważnie obserwując ilość alkoholu jaką w siebie wlewałeś. Z każdą porcją byłeś co raz bardziej wyluzowany i jednocześnie co raz mocniej wstawiony.
-Przystopuj trochę - podsunęłam się teraz bliżej Ciebie, tak że lekko oparłam się o Twoje ramię, którym momentalnie mnie objąłeś.
-Jest okej - spojrzałeś na mnie, a ja widziałam jak Twój wzrok zaczyna się mglić. - Jest na prawdę w porządku, Niki.
Poczułam jak zachłannie mnie pocałowałeś, musiałam odsunąć się od Ciebie i przeprosić Twoich rodziców za Twoje zachowanie. Uśmiechnęli się tylko wspominając coś o urokach młodości. Czułam się na prawdę głupio i jednocześnie odpowiedzialnie za Ciebie. Najgorsze było to, że musiałam zacząć Ci racjonować alkohol, bo daję słowo jeszcze chwila i nie doszedłbyś w domu do łóżka. A przecież miałam jeszcze plany na ten wieczór.
-Rafael - Twój tata zabrał głos sprawiając jednocześnie, że wszyscy spojrzeli na niego wyczekując dalszej wypowiedzi. - A kiedy zamierzasz iść w ślady brata? To znaczy wiesz co mówią o pośpiechu. Pośpiech złym doradcą. Ale tak patrzę i Ty i Niki wyglądacie razem ślicznie. Nie myślałeś może o zakupie pierścionka?
Poczułam jak motylki pospiesznie dostały się w jakiś sposób do mojego brzucha. Nie wiedziałam co zrobić, ani co powiedzieć. Bałam się o to, co możesz powiedzieć. Przecież zawsze, kiedy wypiłeś byłeś nad wyraz wylewny i szczery. Powoli już wtedy spuszczałam głowę do dołu, jednocześnie pod stołem szukając Twojej ręki. W końcu znalazłam ją i lekko uścisnęłam. Spojrzałeś najpierw na mnie, potem pod stół, a na końcu na ojca.
-Już raz jej się oświadczyłem - odchrząknąłeś w dalszym ciągu się uśmiechając. - Dwa razy wspomniałem o ślubie, raz o tym, że chcę być ojcem jej syna... Jeszcze mi nie odpowiedziała, ale ja też jeszcze nie kupiłem pierścionka. Chyba się trochę boję, że się mną znudzi.
-Nie mów tak - rzuciłam dość nieśmiale w dalszym ciągu wlepiając swój wzrok w talerz. - Przecież wiesz, że tak by nie było.
Czułam znowu ten cholerny dyskomfort spowodowany faktem, że oczy wszystkich na nowo skierowały się na nas. Jak zwykle zachowałeś się jak egoista. Zamiast porozmawiać o tym z tatą na osobności wolałeś wywlec to na wierzch przy wszystkich. Nie powinieneś się dziwić, że odsunęłam się od stołu i rzucając krótkie przepraszam rzuciłam się pędem na podwórko, żeby móc zapalić. Po chwili pojawiłeś się obok mnie z marynarką, którą zarzuciłeś mi na ramiona. Nie marzyłam teraz o niczym innym tylko o tym, żeby wrócić do domu. Nie rozumiałam czemu mi to robiłeś. Teraz już wiem, że chciałeś mi chyba tylko pokazać jak bardzo Ci na mnie zależało.
Pamiętam jak świeciły Ci się oczy na widok tej czarnej koronkowej bielizny. Nie wiedziałam czy dobrze trafiłam, jednak Twoja mina mówiła mi, że to był strzał w dziesiątkę. Wiesz co było gorsze? Wcale nie chciałeś jej ze mnie ściągać mówiąc, że tak prezentuje się lepiej niż na podłodze i zarzucałeś mi, że powinnam obwiązać się jeszcze czerwoną wstążką, bo przecież jestem Twoim prezentem. Położyłeś mnie plackiem na łóżku, siadając na mnie okrakiem i po prostu patrząc. Czułam jak przyciskasz moje nadgarstki do materaca tylko po to, żebym przypadkiem nie zaczęła Ci uciekać. Czułam na sobie Twój wzrok i wcale nie wiedziałam, co robić. Czułam się jak jakaś sklepowa wystawa, której zadaniem była reklama najnowszej bielizny. Czasem miałeś te swoje dziwne przyzwyczajenia i wyobrażenia o życiu. Przełknęłam głośno ślinę:
-Możesz mnie chociaż pocałować? Czy w dalszym ciągu będziesz tak tępo na mnie patrzył?
Nic nie odpowiedziałeś, jedynie poczułam jak przesuwasz swoją ciepłą dłonią po moim mostku jednocześnie uwalniając jedną z moich rąk. Mogłam teraz przytrzymać Twoją rękę na mojej klatce piersiowej i czekać na to, co dalej wymyślisz. Właściwie to podobało mi się takie oglądanie tego, co robisz, tego jak przygryzasz dolną wargę, gdy w skupieniu przejeżdżałeś opuszkami palców po moim odstającym obojczyku. Jak przymykałeś powieki, kiedy dłonią badałeś jak szybko i intensywnie bije moje serce, jak badałeś powierzchnię moich ust. W myślach prosiłam Cię o to, żebyś w końcu mnie rozebrał i zlikwidował to dziwne napięcie, które się między nami wytworzyło. Po chwili jednak zrozumiałam, że nie do końca jesteś w stanie robić cokolwiek innego. Widziałam jak Twoje ruchy powoli stają się co raz bardziej ociężałe, a ciepło naszych ciał i te pochodzące z grzejnika sprawiają, że robisz się senny.
-Przepraszam - bąknąłeś ledwo zrozumiale, po czym zająłeś miejsce obok mnie. - Chyba jednak za dużo wypiłem.
-W porządku - niemrawo się uśmiechnęłam, a następnie pozwoliłam Ci przytulić się do mojej piersi. - Dobranoc, misiek.
Pocałowałam Cię krótko w czoło, a po chwili już słyszałam Twój płytki oddech. Nękany zbyt dużą ilością alkoholu zasnąłeś jak dziecko.
W marcu nadeszły te pierwsze ciepłe dni, w których pojawiło się słońce. Idealny moment na wygrzanie się w parku przy pierwszych słonecznych promieniach. Był to też idealny moment dla Ciebie, żeby powrócić do gry po 3-tygodniowej przerwie. Szłam z Tobą za rękę po parku Gaudiego, podczas gdy Ty ukrywałeś się pod ciemnym okularami przeciwsłonecznymi wetkniętymi centralnie na czubek Twojego nosa. Cieszyłam się, bo miałam Cię przy sobie. Najprzystojniejszy chłopak w parku był tam ze mną, ściskając mnie za rękę. Chciałabym, żeby takie momenty jak tamten trwały wiecznie. Ale przecież nie mogły. Za chwilę miałeś sobie przypomnieć o tym, że wieczorem musisz być na treningu, żeby w kolejny weekend móc usiąść, chociaż na ławce. Ten Twój pośpiech, właśnie w takich momentach relaksu we dwoje był uciążliwy. Ale przecież Ty ciągle żyłeś w tym pośpiechu. Ledwo wpadałeś do domu, zaraz musiałeś z niego wychodzić. To chyba dlatego wylądowałeś na tydzień w łóżku z naderwanym mięśniem. Śmiałam się z Ciebie, bo nie sposobem było nie śmianie się z chłopaka, który robił naburmuszoną minę, że w piłkę może grać jedynie na konsoli. Jak to się w ogóle stało, że nie miałeś swojej konsoli w domu? Dzwoniłeś do brata i kazałeś mu kupić sobie nową. Thiago przyjechał do nas jeszcze tego samego po południa i również się z Ciebie śmiejąc wszystko po podłączał. Ale ta konsola stała się Twoim oczkiem w głowie. Nie sposób było Cię od niej oderwać. Jednego popołudnia runęłam na Ciebie, żeby zająć Cię czymś innym. Ty jednak tylko podniosłeś do góry pada i kontynuowałeś grę nie zwracając w ogóle uwagi na to, że leżę na Tobie, a moje dłonie właśnie wędrują gdzieś pod twoją koszulką.
Pociągnęłam Cię za rękę i przysiadłam na ławce, by móc podziwiać malowniczość Barcelony. Byłeś zmuszony do przycupnięcia przy mnie, choć na chwilę. Wsparłam głowę na Twoim ramieniu i przymknęłam na chwilę oczy. Nie miałam pojęcia, że będę chciała zapamiętać to na prawdę na długo. Siedzieliśmy tak dość długo splatając palce naszych dłoni i milcząc.
-Kocham Cię, Rafa - szepnęłam lekko zachrypniętym głosem niepewnie spoglądając na Twoją twarz.
-Ja Ciebie też - uśmiechnąłeś do mnie, a po chwili musnąłeś moje wargi swoimi.
Uśmiechnęłam się teraz jeszcze mocniej zarzucając teraz moją rękę na Twoją szyję, a po chwili spoglądania Ci w oczy, zatopiłam się w Twoich ustach.
Wieczorem tego dnia wróciłeś z treningu tradycyjnie zostawiając skarpetki, gdzieś na środku podłogi. Nie zwracałam na to uwagi, nie miałam siły. Chyba zmęczył mnie ten dzień. Po prostu leżałam na łóżku i obserwowałam jak krzątasz się po mieszkaniu. W końcu wszedłeś do sypialni i zacząłeś mi się lekko przyglądać tak zabawnie przekrzywiając głowę na bok. Po chwili już w zastraszającym tempie ściągałeś z siebie dresy i koszulkę. Zaśmiałam się tylko, jednocześnie nic sobie z tego nie robiąc. Jednak, kiedy wylądowałeś obok mnie w samych bokserkach momentalnie przyległam do Ciebie. Kochaliśmy się tej nocy bez wytchnienia. W kółko powtarzałeś mi jak bardzo mnie kochasz. Swoim dotykiem zapewniałeś o mojej wyjątkowości, o tym, że jestem Ciebie warta. Tej nocy zamęczyłeś mnie jak już dawno nie. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że zasnęłam zupełnie wykończona, ledwo mająca siłę leżeć na Twoim torsie.
Obudziłam się następnego dnia w pustym łóżku. Jedynym śladem po Tobie była zmiętolona pościel. Dowód na to, że minionej nocy w tym łóżku wiele się działo. Nie przejęłam się za bardzo brakiem Twojej obecności, byłam pewna, że pojechałeś na trening. Przecież jeszcze wczoraj mówiłeś mi jak mnie kochasz, jak wiele dla Ciebie znaczę. Bez jakiegokolwiek zawahania podniosłam się z łóżka i skierowałam prosto pod prysznic. Zdziwiłam się dopiero po nim... Wiesz jakie to uczucie gdy otwierasz szafę, którą dzielisz z ukochanym, a na jego półkach zastajesz pustkę? Nic - to własnie na nich ujrzałam. Zero... Nawet żadnej kartki, ani na półce, ani na szafce nocnej, ani na łóżku, ani na lodówce, ani na lustrze w łazience lub przedpokoju. Nic i nigdzie. Pustka... Zgłupiałam. Spanikowałam. Przecież wszystko było w porządku. Przecież znaliśmy się dopiero 8 miesięcy, można przyznać, że 8 miesięcy byliśmy parą. Dość długo siedziałam na łóżku i zastanawiałam się co mam zrobić, gdzie mogę Ciebie szukać. Gdy wykręciłam numer Thiago było już po treningu, treningu, na którym ponoć byłeś. Łzy z moich oczu lały się same, automatycznie, hektolitrami. Jeszcze wczoraj mnie kochałeś, a dzisiaj? Dzisiaj mnie opuszczałeś. Julka i Thiago pojawili się u mnie tak szybko jak tylko było to możliwe. Przecież we trójkę miało nam być łatwiej coś wymyślić. Szkoda, że nie raczyłeś odebrać od nikogo z nas telefonu. Dzwoniłam do Ciebie dziesięć tysięcy razy. Codziennie. Przez miesiąc. Zniknąłeś, jakbyś zapadł się pod ziemię. Ale przecież po tygodniu wiedziałam już co się z Tobą dzieje. Thiago przyjechał po jakimś treningu z wiadomością o Tobie. Nie spodziewałam się tego. Poprosiłeś zarząd o wypożyczenie do Brazylii. Przecież wiesz, że poleciałabym tam z Tobą... Że chciałam być z Tobą, niezależnie od tego gdzie. Może nie wiedziałeś o tym, może niedostatecznie Cię o tym informowałam, może za słabo pokazywałam jak bardzo Cię kocham. Może gdybym wtedy powiedziała, że chcę za Ciebie wyjść... Może dzisiaj bylibyśmy nadal razem. Jedno wiem... Nigdy Cię nie zapomnę, Rafa. Nie ma drugiego takiego jak Ty. Nie ma i nie będzie.
Wiesz kiedy uświadomiłam sobie, że często nie wiedzieliśmy co robiliśmy? Kiedy w maju dowiedziałam się, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Zabawne, prawda? Ale to musiało się tak skończyć, zbyt często i zbyt intensywnie to robiliśmy. Dwójka dużych dzieciaczków, która często nie znała granic. Wiesz co jest jeszcze zabawniejsze? Wygląda na to, że zaszłam w tą ciąże naszej ostatniej nocy... Chciałam Ci powiedzieć, ale nie miałam jak... Pewnie zastanawiasz się czy płaczę. Nie, już teraz nie. Za dużo czasu minęło. Swoje przepłakałam i przesiedziałam w samotności. Potem dzięki Twojemu bratu i jego narzeczonej podniosłam się na nogi. Kupiłam własne mieszkanie, znalazłam pracę... Poznałam jego. Od innej strony, tej lepszej. Wiedz, że godnie Ciebie zastępuje.
Cor do arco iris. Kolorem tęczy, było barwione nasze wspólne życie. Osiem najcudowniejszych miesięcy. Najcudowniejszych i zarazem najszybszych i najintensywniejszych. Dziękuję Ci za nie, Rafael.
Od autorki: Został nam już tylko epilog, ale szykuje coś w zastępstwo, więc spokojnie. Rozdział na pewno rozjaśnia Wasze wątpliwości. Mam nadzieję, że Was nie zawiedzie. Epilog, być może w weekend. Pozdrawiam
-Co jest? - spojrzałam Ci w oczy sięgając po czyste talerze. - Zjesz?
-Nie wiem czy coś przełknę - zaśmiałeś się zeskakując z blatu i obejmując mnie o tyłu jednocześnie krępując moje ruchy.
-Czym się tak stresujesz? - mruknęłam opierając teraz swoją głowę o Twój tors.
-Jadę niedługo na trening. - poczułam Twoje usta na mojej szyi. - Thiago ma po mnie wpaść.
-Byłeś przecież na treningu - swoimi dłońmi odnalazłam Twoje spoczywające na moim brzuchu.
-Mhm.. Ale mam dzisiaj jeszcze jeden. Z pierwszym składem - z tonu Twojego głosu biło słońce. Cholera Ty się cieszyłeś! Byłeś wtedy taki szczęśliwy!
-Zagram jutro z pierwszym składem! - niemal krzyknąłeś mi prosto do ucha.
Byłam tak samo szczęśliwa jak Ty. Nauczyłeś mnie cieszyć się swoim szczęściem. Obróciłam się przodem do Ciebie, by móc zawiesić Ci ręce na szyi i wyściskać. Chyba pisnęłam Ci nawet z radości do ucha, bo lekko się ode mnie odsunąłeś. Mimo to patrzyłeś na mnie nadal z tą radością w oczach i uśmiechem na twarzy. Złapałeś mnie za ręce, mocno je ściskając. Musiałam wyglądać jak ostatnia idiotka z tym szerokim uśmiechem przyklejonym do mojej twarzy i świecącymi oczami.
-Musisz iść tam jutro ze mną... - nie przestawałeś patrzeć mi w oczy mówiąc to. Ponownie Cię przytuliłam, po czym Ci przytaknęłam. Miałeś rację. Nie mogłam tego przegapić.
Następnego dnia zajęłam miejsce na trybunie tuż obok Julii i paru innych dziewczyn piłkarzy. Nawet nie wiesz jak ogromna duma rozpierała moje serce, kiedy widziałam Ciebie stojącego u boku brata przed rozpoczęciem meczu. Nie dość, że przebojem wdarłeś się na ten mecz do pierwszej drużyny, to jeszcze jak zwykle musiałeś zrobić wielkie wejście. Pierwsza XI, zawsze tylko w to celowałeś, nic innego. Mimo to po meczu powtarzałeś mi w kółko, że to tylko nic nie znaczący mecz, o zwykły puchar, nawet nie o wygranie ligi. Ale to nie było nic małego, byłeś tam jako jeden z nielicznych grajków Barcelony B. Nie byłam w stanie przekonać Cię, że to coś wielkiego, bo do Ciebie nie docierało, jak grochem o ścianę. Z jednej strony się cieszyłeś, z drugiej w kółko powtarzałeś mi jak wielkie szczęście miałeś, że znaczna część składu była kontuzjowana. A przecież, Twoim obowiązkiem w tamtym momencie było skakanie ze szczęścia, że dostałeś swoją szansę. Cały Rafinha, zawsze mu mało.
Pamiętasz dzień Twoich urodzin? Chyba oboje chcieliśmy zbyt szybko dorosnąć. Zwłaszcza ja, włócząc się po sklepach i szukając seksownego kompletu bielizny, który miałam zaprezentować mojemu chłopakowi po dzisiejszej kolacji z jego bliskimi i przyjaciółmi. Zdecydowałam się na dwa komplety: jeden na Twoje urodziny, drugi na Walentynki, które miały mieć miejsce, przecież dwa dni później. Kiedy zrobiłam już zakupy i kupiłam Ci prezent: nowiutkie słuchawki, do których tak bardzo wzdychałeś od miesiąca skąpiąc pieniędzy na ich zakup, mogłam skoczyć jeszcze do kosmetyczki na szybki manicure i pedicure. W końcu tej nocy chciałam być Twoją księżniczką. Cztery miesiące w Barcelonie i obecność dziewczyny Twojego brata sprawiły, że umiałam już trafić do jednego z najlepszych fryzjerów w mieście, kosmetyczki czy też wiedziałam w jakiej restauracji warto jeść, a do jakiej nie opłaca się nawet wchodzić. Do mieszkania wróciłam, kiedy Ty siedziałeś już nerwowo na kanapie. Powitałeś mnie krótkim 'co tak długo?'. Chwilę mi zajęło wytłumaczenie Ci, że miałam parę spraw do załatwienia i że na pewno wyrobimy się na czas. Miałam ochotę wygonić Cię na dół, żebyś posprzątał w swoim nowym samochodzie, ale przecież zapowiedziałeś mi, że jedziemy dzisiaj taksówką. Uciekłam, więc do łazienki, w której się zamknęłam. Musiałam się przebrać i przygotować, na te Twoje 20 urodziny. Jak to wtedy brzmiało poważnie... Można by rzec, że rozpoczynałeś nowy etap w życiu. Tamtego wieczora po raz kolejny przekonałam się jak bardzo udaną masz rodzinę, jak są szczęśliwi z takiego syna jak Ty. Mam dla Ciebie jednak przykrą wiadomość, tamtego wieczoru miałeś konkurencję w postaci swojego brata. I nie był nim Thiago, który pół wieczoru opowiadał o tym jak przeżywałeś ostatnio mecz, czy też opowiadający anegdoty z szatni. To Bruno. Jezuniu, jakie to dziecko jest słodkie! Uważaj Rafa, poczekam aż podrośnie i wtedy go poderwę. Ale wracając do kolacji, wszyscy rozkręcali się co raz bardziej, a przy stole panowała na prawdę przyjacielska atmosfera. Rozmawiałam z Julką i dziewczyną Jonathana jednocześnie uważnie obserwując ilość alkoholu jaką w siebie wlewałeś. Z każdą porcją byłeś co raz bardziej wyluzowany i jednocześnie co raz mocniej wstawiony.
-Przystopuj trochę - podsunęłam się teraz bliżej Ciebie, tak że lekko oparłam się o Twoje ramię, którym momentalnie mnie objąłeś.
-Jest okej - spojrzałeś na mnie, a ja widziałam jak Twój wzrok zaczyna się mglić. - Jest na prawdę w porządku, Niki.
Poczułam jak zachłannie mnie pocałowałeś, musiałam odsunąć się od Ciebie i przeprosić Twoich rodziców za Twoje zachowanie. Uśmiechnęli się tylko wspominając coś o urokach młodości. Czułam się na prawdę głupio i jednocześnie odpowiedzialnie za Ciebie. Najgorsze było to, że musiałam zacząć Ci racjonować alkohol, bo daję słowo jeszcze chwila i nie doszedłbyś w domu do łóżka. A przecież miałam jeszcze plany na ten wieczór.
-Rafael - Twój tata zabrał głos sprawiając jednocześnie, że wszyscy spojrzeli na niego wyczekując dalszej wypowiedzi. - A kiedy zamierzasz iść w ślady brata? To znaczy wiesz co mówią o pośpiechu. Pośpiech złym doradcą. Ale tak patrzę i Ty i Niki wyglądacie razem ślicznie. Nie myślałeś może o zakupie pierścionka?
Poczułam jak motylki pospiesznie dostały się w jakiś sposób do mojego brzucha. Nie wiedziałam co zrobić, ani co powiedzieć. Bałam się o to, co możesz powiedzieć. Przecież zawsze, kiedy wypiłeś byłeś nad wyraz wylewny i szczery. Powoli już wtedy spuszczałam głowę do dołu, jednocześnie pod stołem szukając Twojej ręki. W końcu znalazłam ją i lekko uścisnęłam. Spojrzałeś najpierw na mnie, potem pod stół, a na końcu na ojca.
-Już raz jej się oświadczyłem - odchrząknąłeś w dalszym ciągu się uśmiechając. - Dwa razy wspomniałem o ślubie, raz o tym, że chcę być ojcem jej syna... Jeszcze mi nie odpowiedziała, ale ja też jeszcze nie kupiłem pierścionka. Chyba się trochę boję, że się mną znudzi.
-Nie mów tak - rzuciłam dość nieśmiale w dalszym ciągu wlepiając swój wzrok w talerz. - Przecież wiesz, że tak by nie było.
Czułam znowu ten cholerny dyskomfort spowodowany faktem, że oczy wszystkich na nowo skierowały się na nas. Jak zwykle zachowałeś się jak egoista. Zamiast porozmawiać o tym z tatą na osobności wolałeś wywlec to na wierzch przy wszystkich. Nie powinieneś się dziwić, że odsunęłam się od stołu i rzucając krótkie przepraszam rzuciłam się pędem na podwórko, żeby móc zapalić. Po chwili pojawiłeś się obok mnie z marynarką, którą zarzuciłeś mi na ramiona. Nie marzyłam teraz o niczym innym tylko o tym, żeby wrócić do domu. Nie rozumiałam czemu mi to robiłeś. Teraz już wiem, że chciałeś mi chyba tylko pokazać jak bardzo Ci na mnie zależało.
Pamiętam jak świeciły Ci się oczy na widok tej czarnej koronkowej bielizny. Nie wiedziałam czy dobrze trafiłam, jednak Twoja mina mówiła mi, że to był strzał w dziesiątkę. Wiesz co było gorsze? Wcale nie chciałeś jej ze mnie ściągać mówiąc, że tak prezentuje się lepiej niż na podłodze i zarzucałeś mi, że powinnam obwiązać się jeszcze czerwoną wstążką, bo przecież jestem Twoim prezentem. Położyłeś mnie plackiem na łóżku, siadając na mnie okrakiem i po prostu patrząc. Czułam jak przyciskasz moje nadgarstki do materaca tylko po to, żebym przypadkiem nie zaczęła Ci uciekać. Czułam na sobie Twój wzrok i wcale nie wiedziałam, co robić. Czułam się jak jakaś sklepowa wystawa, której zadaniem była reklama najnowszej bielizny. Czasem miałeś te swoje dziwne przyzwyczajenia i wyobrażenia o życiu. Przełknęłam głośno ślinę:
-Możesz mnie chociaż pocałować? Czy w dalszym ciągu będziesz tak tępo na mnie patrzył?
Nic nie odpowiedziałeś, jedynie poczułam jak przesuwasz swoją ciepłą dłonią po moim mostku jednocześnie uwalniając jedną z moich rąk. Mogłam teraz przytrzymać Twoją rękę na mojej klatce piersiowej i czekać na to, co dalej wymyślisz. Właściwie to podobało mi się takie oglądanie tego, co robisz, tego jak przygryzasz dolną wargę, gdy w skupieniu przejeżdżałeś opuszkami palców po moim odstającym obojczyku. Jak przymykałeś powieki, kiedy dłonią badałeś jak szybko i intensywnie bije moje serce, jak badałeś powierzchnię moich ust. W myślach prosiłam Cię o to, żebyś w końcu mnie rozebrał i zlikwidował to dziwne napięcie, które się między nami wytworzyło. Po chwili jednak zrozumiałam, że nie do końca jesteś w stanie robić cokolwiek innego. Widziałam jak Twoje ruchy powoli stają się co raz bardziej ociężałe, a ciepło naszych ciał i te pochodzące z grzejnika sprawiają, że robisz się senny.
-Przepraszam - bąknąłeś ledwo zrozumiale, po czym zająłeś miejsce obok mnie. - Chyba jednak za dużo wypiłem.
-W porządku - niemrawo się uśmiechnęłam, a następnie pozwoliłam Ci przytulić się do mojej piersi. - Dobranoc, misiek.
Pocałowałam Cię krótko w czoło, a po chwili już słyszałam Twój płytki oddech. Nękany zbyt dużą ilością alkoholu zasnąłeś jak dziecko.
W marcu nadeszły te pierwsze ciepłe dni, w których pojawiło się słońce. Idealny moment na wygrzanie się w parku przy pierwszych słonecznych promieniach. Był to też idealny moment dla Ciebie, żeby powrócić do gry po 3-tygodniowej przerwie. Szłam z Tobą za rękę po parku Gaudiego, podczas gdy Ty ukrywałeś się pod ciemnym okularami przeciwsłonecznymi wetkniętymi centralnie na czubek Twojego nosa. Cieszyłam się, bo miałam Cię przy sobie. Najprzystojniejszy chłopak w parku był tam ze mną, ściskając mnie za rękę. Chciałabym, żeby takie momenty jak tamten trwały wiecznie. Ale przecież nie mogły. Za chwilę miałeś sobie przypomnieć o tym, że wieczorem musisz być na treningu, żeby w kolejny weekend móc usiąść, chociaż na ławce. Ten Twój pośpiech, właśnie w takich momentach relaksu we dwoje był uciążliwy. Ale przecież Ty ciągle żyłeś w tym pośpiechu. Ledwo wpadałeś do domu, zaraz musiałeś z niego wychodzić. To chyba dlatego wylądowałeś na tydzień w łóżku z naderwanym mięśniem. Śmiałam się z Ciebie, bo nie sposobem było nie śmianie się z chłopaka, który robił naburmuszoną minę, że w piłkę może grać jedynie na konsoli. Jak to się w ogóle stało, że nie miałeś swojej konsoli w domu? Dzwoniłeś do brata i kazałeś mu kupić sobie nową. Thiago przyjechał do nas jeszcze tego samego po południa i również się z Ciebie śmiejąc wszystko po podłączał. Ale ta konsola stała się Twoim oczkiem w głowie. Nie sposób było Cię od niej oderwać. Jednego popołudnia runęłam na Ciebie, żeby zająć Cię czymś innym. Ty jednak tylko podniosłeś do góry pada i kontynuowałeś grę nie zwracając w ogóle uwagi na to, że leżę na Tobie, a moje dłonie właśnie wędrują gdzieś pod twoją koszulką.
Pociągnęłam Cię za rękę i przysiadłam na ławce, by móc podziwiać malowniczość Barcelony. Byłeś zmuszony do przycupnięcia przy mnie, choć na chwilę. Wsparłam głowę na Twoim ramieniu i przymknęłam na chwilę oczy. Nie miałam pojęcia, że będę chciała zapamiętać to na prawdę na długo. Siedzieliśmy tak dość długo splatając palce naszych dłoni i milcząc.
-Kocham Cię, Rafa - szepnęłam lekko zachrypniętym głosem niepewnie spoglądając na Twoją twarz.
-Ja Ciebie też - uśmiechnąłeś do mnie, a po chwili musnąłeś moje wargi swoimi.
Uśmiechnęłam się teraz jeszcze mocniej zarzucając teraz moją rękę na Twoją szyję, a po chwili spoglądania Ci w oczy, zatopiłam się w Twoich ustach.
Wieczorem tego dnia wróciłeś z treningu tradycyjnie zostawiając skarpetki, gdzieś na środku podłogi. Nie zwracałam na to uwagi, nie miałam siły. Chyba zmęczył mnie ten dzień. Po prostu leżałam na łóżku i obserwowałam jak krzątasz się po mieszkaniu. W końcu wszedłeś do sypialni i zacząłeś mi się lekko przyglądać tak zabawnie przekrzywiając głowę na bok. Po chwili już w zastraszającym tempie ściągałeś z siebie dresy i koszulkę. Zaśmiałam się tylko, jednocześnie nic sobie z tego nie robiąc. Jednak, kiedy wylądowałeś obok mnie w samych bokserkach momentalnie przyległam do Ciebie. Kochaliśmy się tej nocy bez wytchnienia. W kółko powtarzałeś mi jak bardzo mnie kochasz. Swoim dotykiem zapewniałeś o mojej wyjątkowości, o tym, że jestem Ciebie warta. Tej nocy zamęczyłeś mnie jak już dawno nie. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że zasnęłam zupełnie wykończona, ledwo mająca siłę leżeć na Twoim torsie.
Obudziłam się następnego dnia w pustym łóżku. Jedynym śladem po Tobie była zmiętolona pościel. Dowód na to, że minionej nocy w tym łóżku wiele się działo. Nie przejęłam się za bardzo brakiem Twojej obecności, byłam pewna, że pojechałeś na trening. Przecież jeszcze wczoraj mówiłeś mi jak mnie kochasz, jak wiele dla Ciebie znaczę. Bez jakiegokolwiek zawahania podniosłam się z łóżka i skierowałam prosto pod prysznic. Zdziwiłam się dopiero po nim... Wiesz jakie to uczucie gdy otwierasz szafę, którą dzielisz z ukochanym, a na jego półkach zastajesz pustkę? Nic - to własnie na nich ujrzałam. Zero... Nawet żadnej kartki, ani na półce, ani na szafce nocnej, ani na łóżku, ani na lodówce, ani na lustrze w łazience lub przedpokoju. Nic i nigdzie. Pustka... Zgłupiałam. Spanikowałam. Przecież wszystko było w porządku. Przecież znaliśmy się dopiero 8 miesięcy, można przyznać, że 8 miesięcy byliśmy parą. Dość długo siedziałam na łóżku i zastanawiałam się co mam zrobić, gdzie mogę Ciebie szukać. Gdy wykręciłam numer Thiago było już po treningu, treningu, na którym ponoć byłeś. Łzy z moich oczu lały się same, automatycznie, hektolitrami. Jeszcze wczoraj mnie kochałeś, a dzisiaj? Dzisiaj mnie opuszczałeś. Julka i Thiago pojawili się u mnie tak szybko jak tylko było to możliwe. Przecież we trójkę miało nam być łatwiej coś wymyślić. Szkoda, że nie raczyłeś odebrać od nikogo z nas telefonu. Dzwoniłam do Ciebie dziesięć tysięcy razy. Codziennie. Przez miesiąc. Zniknąłeś, jakbyś zapadł się pod ziemię. Ale przecież po tygodniu wiedziałam już co się z Tobą dzieje. Thiago przyjechał po jakimś treningu z wiadomością o Tobie. Nie spodziewałam się tego. Poprosiłeś zarząd o wypożyczenie do Brazylii. Przecież wiesz, że poleciałabym tam z Tobą... Że chciałam być z Tobą, niezależnie od tego gdzie. Może nie wiedziałeś o tym, może niedostatecznie Cię o tym informowałam, może za słabo pokazywałam jak bardzo Cię kocham. Może gdybym wtedy powiedziała, że chcę za Ciebie wyjść... Może dzisiaj bylibyśmy nadal razem. Jedno wiem... Nigdy Cię nie zapomnę, Rafa. Nie ma drugiego takiego jak Ty. Nie ma i nie będzie.
Wiesz kiedy uświadomiłam sobie, że często nie wiedzieliśmy co robiliśmy? Kiedy w maju dowiedziałam się, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Zabawne, prawda? Ale to musiało się tak skończyć, zbyt często i zbyt intensywnie to robiliśmy. Dwójka dużych dzieciaczków, która często nie znała granic. Wiesz co jest jeszcze zabawniejsze? Wygląda na to, że zaszłam w tą ciąże naszej ostatniej nocy... Chciałam Ci powiedzieć, ale nie miałam jak... Pewnie zastanawiasz się czy płaczę. Nie, już teraz nie. Za dużo czasu minęło. Swoje przepłakałam i przesiedziałam w samotności. Potem dzięki Twojemu bratu i jego narzeczonej podniosłam się na nogi. Kupiłam własne mieszkanie, znalazłam pracę... Poznałam jego. Od innej strony, tej lepszej. Wiedz, że godnie Ciebie zastępuje.
Cor do arco iris. Kolorem tęczy, było barwione nasze wspólne życie. Osiem najcudowniejszych miesięcy. Najcudowniejszych i zarazem najszybszych i najintensywniejszych. Dziękuję Ci za nie, Rafael.
Od autorki: Został nam już tylko epilog, ale szykuje coś w zastępstwo, więc spokojnie. Rozdział na pewno rozjaśnia Wasze wątpliwości. Mam nadzieję, że Was nie zawiedzie. Epilog, być może w weekend. Pozdrawiam
sobota, 8 grudnia 2012
4.
Budzenie się u Twojego boku każdego poranka wynagradzało mi wszystko, co zostawiłam za oceanem. Poczucie Twoich silnych ramion obejmujących moje kruche ciało zapewniało mnie o tym poczuciu bezpieczeństwa, jakie zapewniałeś mi co dnia. Twój zapach unoszący się niemal w całym mieszkaniu sprawiał, że nawet kiedy jeździłeś na mecz na drugi koniec kraju, ja czułam się jakbyś był i za chwilę miał wyjść z drugiego pokoju z tym swoim uśmiechem na ustach. Długość Twoich włosów od jakiegoś czasu powoli zaczynała mi przeszkadzać, jednak nie ukrywam... Możliwość wtapiania w nie palców podczas kolejnych pocałunków była dość kusząca. Kusząca i przede wszystkim wygodna. Nakręcałam często te Twoje włosy na palec sprawiając, że kręciły się jeszcze bardziej. Gdyby nie kolor loków i charakterek, mogłabym powiedzieć, że jesteś aniołkiem. Wiesz co było Twoją wadą? Zostawiałeś porozrzucane po podłodze skarpetki. Zawsze wracałeś do domu z treningu i pierwsze co robiłeś po zdjęciu kurtki i butów to właśnie ściąganie skarpetek. Chodziłam, więc po Twoim mieszkaniu i zbierałam je z każdego kąta.
-Rafa, możesz zacząć je po sobie sprzątać?! - któregoś dnia z kolei już nie wytrzymałam.
Patrzyłeś na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami nie wiedząc o czym mówię. Twoje zdziwienie i zagubienie naprawdę mnie bawiło. Starałam się jednak zachować spokój i nauczyć Cię sprzątania po sobie. Do jednej ręki zbierałam, więc skarpetki pozostawione na podłodze, a wolną ręką łapałam Cię za nadgarstek i ciągnęłam do łazienki, gdzie ostentacyjnie na Twoich oczach wrzucałam je do kosza na brudną bieliznę. Marszczyłeś wtedy brwi i uważnie mi się przyglądałeś, by po chwili się uśmiechnąć i pokręcić z niedowierzaniem głową.
-Zupełnie nie wiem, co Ci w nich przeszkadza. - słyszałam cień śmiechu w Twojej wypowiedzi. - Jak będziemy spodziewać się gości to własnoręcznie je posprzątam.
Zazwyczaj wtedy to ja kręciłam głową tłumacząc Ci, że jak mieszkałeś sam to może to było dopuszczalne, ale mieszkając z dziewczyną ten widok nie jest zbyt przyjemny na co dzień. Łapałeś mnie za nadgarstki pytając czy się gniewam, a następnie przyciągałeś mnie do siebie i całowałeś. Zazwyczaj odrywałam się od Twoich ust spoglądając Ci w oczy, żeby następnie uciec i zostawić Cię sam na sam ze skarpetkami.
Z Twojego mieszkania roztaczał się widok na plażę w Barcelonie. Często sięgałam po papierosa i siadałam na balkonie uważnie patrząc jak morskie fale rozbijają się o piaszczysty brzeg. Przychodziłeś wtedy do mnie okrywając moje ramiona swoją bluzą i siadając obok mnie. Obejmowałeś mnie ramieniem i opowiadałeś o wieczorach, które wiosną i latem spędzałeś z chłopakami na tej plaży. O wszystkich dobrych i złych momentach, o tym jaki zapach ma to morze i jak gorący jest ten piasek. Czułam tą przyjemną morską bryzę rozbijającą się o moją twarz i Twoje silne ramię przyciągające mnie do Twojego torsu. Obiecywałeś mi, że kiedy tylko się ociepli to zabierzesz mnie tam ze sobą, że pokażesz mi ją z bliska, wrzucisz mnie do morza. Podczas gdy ja zaciągałam się kolejną porcją dymu tytoniowego, Ty opierałeś swoje czoło o moją skroń, tak że oddychałeś mi wprost do ucha. Obejmowałeś mnie i milczałeś, ewentualnie co jakiś czas pomrukując coś pod nosem. Pieprzony tygrysek imieniem Rafael.
-Nie mów do mnie po hiszpańsku - bąknęłam, któregoś z takich wieczorów.
Doskonale wiedziałeś, że praktycznie nic nie rozumiem. Co z tego, że hiszpański w amerykańskich szkołach jest obowiązkowym językiem obcym. Ja nie uważałam i zawsze otwarcie się do tego przyznawałam. Mówiłam tylko po angielsku i odrobinę po portugalsku. Zaśmiałeś mi się wtedy tylko prosto do ucha.
-Trzeba było uważać w szkole, słonko - poczułam Twoje usta na mojej skroni, a następnie usłyszałam kolejny nie zrozumiały frazes. - Jak chcesz dogadywać się z Hiszpanami, skoro nie umiesz wydukać z siebie słowa w ich języku?
-Umiem - spojrzałam Ci w oczy dumnie wypinając pierś do przodu. - Umiem powiedzieć 'cześć', przedstawić się i powiedzieć ile mam lat. Nauczę się jeszcze dwóch zdań: 'Nie znam hiszpańskiego' i 'Jestem dziewczyną Rafinhi'. A po za tym dobrze mi idzie, angielski jest niezawodny.
Zaśmiałeś mi się prosto w twarz, być może nazbyt głośno. Przecież uchodziłeś za spokojnego sąsiada, który przestrzega ciszy nocnej. Właśnie złamałeś tą swoją niepisaną zasadę.
-Cii - przyłożyłam Ci palec do ust sprawiając jednocześnie, że zamilkłeś i rozpocząłeś przyglądanie się moim tęczówkom. - Chyba nie chcesz mieć gości z dołu, z góry, ani z boku.
-Ciebie z chęcią ugoszczę - złapałeś mnie w pasie i przyciągnąłeś do siebie powoli zaczynając całować moją szyję.
-Rafa, przestań - zaśmiałam się odsuwając od Ciebie. - Przecież wiesz, że nie mogę.
-Prawdziwy rycerz krwi się nie boi - wyszczerzyłeś zęby w uśmiechu, za co tylko dostałeś ode mnie po głowie. Po chwili nie było Cię już na balkonie. Zwiałeś jak głupi, jak przestraszone dziecko w Halloween.
Przypomnisz mi co to była za okazja, na którą kazałeś mi nałożyć elegancką sukienkę? Wiem, że byłam już 3 miesiąc u Twojego boku w Barcelonie. Zabrałeś mnie do jakiejś eleganckiej restauracji. Ty, piłkarze Barcelony i ich dziewczyny, żony i kochanki. Siedziałam rozmawiając z Thiago i Jonathanem, podczas gdy Ty przy barze rozmawiałeś z Cristianem. Widziałam jak uważnie mi się przyglądał, a potem dzielił się z Tobą jakimiś uwagami co do mojej osoby. Miałam to gdzieś, bo przecież Ci ufałam, zresztą tak jak Ty mi. Nie było mi straszne, że ktoś stanie między nami, bo przecież zawsze najpierw mnie pytałeś o to czy to prawda. I tym razem było podobnie. Pochyliłeś się nad moim uchem pytając czy nie chcę zapalić, a kiedy się zgodziłam wyprowadziłeś mnie pod rękę na zewnątrz. Wyciągnęłam z torebki używkę i ją odpaliłam. Dłuższą chwilę po prostu mi się przyglądałeś, lecz kiedy wsadziłeś ręce do kieszeni spodni od garnituru, co chwilę je wyjmując i wkładając ponownie, przygryzając przy tym wargi wiedziałam już, że Tello czegoś Ci naopowiadał.
-Co jest? - zmarszczyłam brwi podchodząc bliżej Ciebie, żeby poprawić Ci marynarkę, która teraz niechlujnie się zagięła.
-Podoba Ci się Thiago? - spojrzałeś mi w oczy. Wiedziałam, że to pytanie, które wydobyło się z Twoich ust zaskoczyło nawet Ciebie samego. Ja też byłam w szoku, dlatego Twoim oczom ukazały się moje lekko rozchylone usta.
-Co proszę? - nerwowo się zaśmiałam, nieprzestając patrzeć na Twoją twarz.
-No... Zadałem Ci pytanie - Twój poważny wyraz twarzy zmartwił mnie chyba bardziej, niż to pytanie. Wtedy po raz pierwszy uwierzyłeś komuś bardziej niż mi.
-Tello naopowiadał Ci jakichś bzdur! - wkurzyłam się, bo czemu niby rozmawialiście na moje tematy w ten sposób. - Jedyny Alcantara jaki mi się podoba ma na imię Rafael! Ale pewnie nadal mi nie wierzysz! Co Ci jeszcze powiedział....
Przerwałeś mi mocno przytulając do siebie, a następnie muskając moje wargi swoimi.
-Ej, ej... Spokojnie - szepnąłeś mi prosto do ucha, podczas gdy ja chowałam swoją twarz w Twoim torsie. - Tylko się Ciebie zapytałem... Nic Ci nie zarzucam.
-Ale mu uwierzyłeś - pierwszy raz czułam jak przez Twoje słowa w moich oczach zbierają się łzy. - Myślałam, że od początku chciałeś, żebym dobrze dogadywała się z Twoim bratem. Skąd miałam wiedzieć, że nagle stanie się to grzechem?!
-Jezu, Nikki - złapałeś mnie za podbródek zaglądając mi w oczy. - O nic Cię nie oskarżyłem. Po prostu zapytałem, czy coś do niego czujesz. Przestań już wyolbrzymiać.
Kiedy wróciliśmy do stołu skupiałam się bardziej na tym, żeby patrzeć na niego spod byka niż na rozmowie z którymkolwiek z Twoich kolegów. Nie umknęło to Twojej uwadze. Najpierw poczułam Twoją ciepłą dłoń na moim lekko zmarzniętym kolanie, a następnie usłyszałam cichy szept koło mojego ucha:
-Przesadzasz...
-Ty też - bąknęłam ściągając z mojego kolana Twoją rękę. - Jesteś w miejscu publicznym, więc proszę pohamuj się.
Byliśmy przecież gówniarzami. Uświadomiłam to sobie siedząc w towarzystwie tych wszystkich zawodników pierwszego składu. Wkoło kręcił się klubowy fotograf robiący zdjęcia, a Ty starałeś się na oczach wszystkich na nowo mnie obmacać. Kiedyś musieliśmy zacząć się hamować. Ja wybrałam tamten wieczór. Nie chciałam później zobaczyć w żadnej gazecie opisu historii naszej miłości, bo przecież w ciągu ostatnich miesięcy takowe pojawiały się w gazetach. Stały fragment: piłkarz Barcelony + jego wybranka. Nie miałam parcia na zagoszczenie w tej rubryce z dopiskiem: szczeniackie zauroczenie lub niewyżyta dziewczyna. Widziałam jak wiele bólu ludzie zadawali dziewczynom piłkarzy i chyba sama się bałam, że on dosięgnie i mnie. Może i tchórzyłam, ale to wszystko w dobrej gestii. Burknąłeś znowu coś po hiszpańsku nie zważając na to, że zrozumie to połowa osób siedząca obok nas. Byłeś wśród swoich. Widziałam tylko jak Twój brat spojrzał na nas podejrzliwym wzrokiem. Zdajesz sobie sprawę z tego, że od tamtego momentu wszystko zaczęło się psuć? Wielokrotnie pytałeś mnie, czemu tak bardzo nie przepadam za Tello. Zawsze wracałam do tej sytuacji. Poróżnił nas trochę, nie da się tego ukryć.
Leżałam na brzuchu wymachując nogami i pisząc na skype z Georginą, moją przyjaciółką z Nowego Jorku. Wróciłeś do domu z treningu rzucając torbę gdzieś w kąt i kładąc się na łóżku obok mnie. Widziałam kątem oka jak uważnie mi się przyglądasz, centymetr po centymetrze, od góry do dołu, od dołu do góry. Skupiałam się jednak nadal na rozmowie z osobą, która znała mnie już długie lata. Nie wiem kiedy poczułam Twoją dłoń na mojej łopatce, a następnie na pośladku. Sięgnęłam po nią, tylko po to, żeby ją z siebie zrzucić. Byłam zajęta, a Ty specjalnie usiłowałeś mi przeszkodzić. Po chwili dłuższego oczekiwania i ponownego przyglądania się mi, zdecydowałeś się na inny ruch. Jednym ruchem ręki zamknąłeś mi laptopa, a kiedy spojrzałam na Ciebie po prostu przylgnąłeś swoimi ustami do moich. Tym pocałunkiem i cichym szeptem zdradziłeś mi swoje pragnienie.
-Masz jutro mecz - odsunęłam Cię lekko ode mnie.
-Nic nie mam - czułam Twój oddech na mojej twarzy i to jak próbowałeś odnaleźć moje usta. - Dostałem ostatnio czerwoną kartkę... Chcę spędzić z Tobą te kilka dni i nocy. Tylko z Tobą.
Fuknęłam z niezadowolenia. Przecież nie zapytałeś mnie o moje plany. Może właśnie umówiłam się z Julią do kina albo na imprezę. Nie miałeś prawa decydować za mnie. Zwłaszcza za te kilka dni wprzód.
-Daj mi się przeprosić - ponownie szepnąłeś mi prosto w twarz. - Nikki, kocham Cię...
Poczułam Twoją dłoń na moim policzku i odruchowo przymknęłam powieki. Nie umiałam się na Ciebie długo gniewać. Chyba dlatego zgodziłam się popracować nad naszym związkiem.
Nigdy nie zapomnę Twojego dotyku tamtego popołudnia, smaku Twoich ust, Twoich napiętych mięśni odciskających piętno na mojej skórze. Tamtego dnia przeszedłeś sam siebie. Byłeś dokładnie taki, jakiego Cię pokochałam. Taki sam jak wtedy w sklepie, kiedy Cię spotkałam. Kiedy było już po wszystkim leżałam obok Ciebie starając się uspokoić mój oddech.
-Wyjdź za mnie... - ton Twojego głosu wydał mi się taki żałosny, jakbyś wiedział, że teraz nie masz szans na to, żebym się zgodziła. - Zostań moją żoną...
Poczułam łzy napływające do moich oczu, nie wiedziałam, co mam zrobić... Po prostu wtuliłam się w Ciebie, jak gdyby mając nadzieję, że to będzie wystarczająca odpowiedź. Zacząłeś głaskać mnie po głowie, następnie całując w skroń. Nawet nie wiedziałam wtedy czy chcę zostać Twoją żoną. Nie myślałam o tym i takiej przyszłości. Chciałam po prostu być z Tobą. Już dzisiaj wiem jaki błąd popełniłam. Mogłam powiedzieć cokolwiek, chociażby głupie 'Marzę o tym'. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tylko na to czekasz. Tak mocno tego chciałam już wtedy, Rafa.
Od autorki: Dodaje dzisiaj nowość, bo mam chwilę czasu i zaraz wracam do nauki plus wygrał Arsenal i moja radość jest ogromna, więc chcę nią z Wami podzielić. Na wstępie zaznaczę, że lubię ten rozdział. Bardziej lubę chyba tylko epilog. Zobaczymy czy i Wam przypadnie do gustu. Miłej lektury.
-Rafa, możesz zacząć je po sobie sprzątać?! - któregoś dnia z kolei już nie wytrzymałam.
Patrzyłeś na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami nie wiedząc o czym mówię. Twoje zdziwienie i zagubienie naprawdę mnie bawiło. Starałam się jednak zachować spokój i nauczyć Cię sprzątania po sobie. Do jednej ręki zbierałam, więc skarpetki pozostawione na podłodze, a wolną ręką łapałam Cię za nadgarstek i ciągnęłam do łazienki, gdzie ostentacyjnie na Twoich oczach wrzucałam je do kosza na brudną bieliznę. Marszczyłeś wtedy brwi i uważnie mi się przyglądałeś, by po chwili się uśmiechnąć i pokręcić z niedowierzaniem głową.
-Zupełnie nie wiem, co Ci w nich przeszkadza. - słyszałam cień śmiechu w Twojej wypowiedzi. - Jak będziemy spodziewać się gości to własnoręcznie je posprzątam.
Zazwyczaj wtedy to ja kręciłam głową tłumacząc Ci, że jak mieszkałeś sam to może to było dopuszczalne, ale mieszkając z dziewczyną ten widok nie jest zbyt przyjemny na co dzień. Łapałeś mnie za nadgarstki pytając czy się gniewam, a następnie przyciągałeś mnie do siebie i całowałeś. Zazwyczaj odrywałam się od Twoich ust spoglądając Ci w oczy, żeby następnie uciec i zostawić Cię sam na sam ze skarpetkami.
Z Twojego mieszkania roztaczał się widok na plażę w Barcelonie. Często sięgałam po papierosa i siadałam na balkonie uważnie patrząc jak morskie fale rozbijają się o piaszczysty brzeg. Przychodziłeś wtedy do mnie okrywając moje ramiona swoją bluzą i siadając obok mnie. Obejmowałeś mnie ramieniem i opowiadałeś o wieczorach, które wiosną i latem spędzałeś z chłopakami na tej plaży. O wszystkich dobrych i złych momentach, o tym jaki zapach ma to morze i jak gorący jest ten piasek. Czułam tą przyjemną morską bryzę rozbijającą się o moją twarz i Twoje silne ramię przyciągające mnie do Twojego torsu. Obiecywałeś mi, że kiedy tylko się ociepli to zabierzesz mnie tam ze sobą, że pokażesz mi ją z bliska, wrzucisz mnie do morza. Podczas gdy ja zaciągałam się kolejną porcją dymu tytoniowego, Ty opierałeś swoje czoło o moją skroń, tak że oddychałeś mi wprost do ucha. Obejmowałeś mnie i milczałeś, ewentualnie co jakiś czas pomrukując coś pod nosem. Pieprzony tygrysek imieniem Rafael.
-Nie mów do mnie po hiszpańsku - bąknęłam, któregoś z takich wieczorów.
Doskonale wiedziałeś, że praktycznie nic nie rozumiem. Co z tego, że hiszpański w amerykańskich szkołach jest obowiązkowym językiem obcym. Ja nie uważałam i zawsze otwarcie się do tego przyznawałam. Mówiłam tylko po angielsku i odrobinę po portugalsku. Zaśmiałeś mi się wtedy tylko prosto do ucha.
-Trzeba było uważać w szkole, słonko - poczułam Twoje usta na mojej skroni, a następnie usłyszałam kolejny nie zrozumiały frazes. - Jak chcesz dogadywać się z Hiszpanami, skoro nie umiesz wydukać z siebie słowa w ich języku?
-Umiem - spojrzałam Ci w oczy dumnie wypinając pierś do przodu. - Umiem powiedzieć 'cześć', przedstawić się i powiedzieć ile mam lat. Nauczę się jeszcze dwóch zdań: 'Nie znam hiszpańskiego' i 'Jestem dziewczyną Rafinhi'. A po za tym dobrze mi idzie, angielski jest niezawodny.
Zaśmiałeś mi się prosto w twarz, być może nazbyt głośno. Przecież uchodziłeś za spokojnego sąsiada, który przestrzega ciszy nocnej. Właśnie złamałeś tą swoją niepisaną zasadę.
-Cii - przyłożyłam Ci palec do ust sprawiając jednocześnie, że zamilkłeś i rozpocząłeś przyglądanie się moim tęczówkom. - Chyba nie chcesz mieć gości z dołu, z góry, ani z boku.
-Ciebie z chęcią ugoszczę - złapałeś mnie w pasie i przyciągnąłeś do siebie powoli zaczynając całować moją szyję.
-Rafa, przestań - zaśmiałam się odsuwając od Ciebie. - Przecież wiesz, że nie mogę.
-Prawdziwy rycerz krwi się nie boi - wyszczerzyłeś zęby w uśmiechu, za co tylko dostałeś ode mnie po głowie. Po chwili nie było Cię już na balkonie. Zwiałeś jak głupi, jak przestraszone dziecko w Halloween.
Przypomnisz mi co to była za okazja, na którą kazałeś mi nałożyć elegancką sukienkę? Wiem, że byłam już 3 miesiąc u Twojego boku w Barcelonie. Zabrałeś mnie do jakiejś eleganckiej restauracji. Ty, piłkarze Barcelony i ich dziewczyny, żony i kochanki. Siedziałam rozmawiając z Thiago i Jonathanem, podczas gdy Ty przy barze rozmawiałeś z Cristianem. Widziałam jak uważnie mi się przyglądał, a potem dzielił się z Tobą jakimiś uwagami co do mojej osoby. Miałam to gdzieś, bo przecież Ci ufałam, zresztą tak jak Ty mi. Nie było mi straszne, że ktoś stanie między nami, bo przecież zawsze najpierw mnie pytałeś o to czy to prawda. I tym razem było podobnie. Pochyliłeś się nad moim uchem pytając czy nie chcę zapalić, a kiedy się zgodziłam wyprowadziłeś mnie pod rękę na zewnątrz. Wyciągnęłam z torebki używkę i ją odpaliłam. Dłuższą chwilę po prostu mi się przyglądałeś, lecz kiedy wsadziłeś ręce do kieszeni spodni od garnituru, co chwilę je wyjmując i wkładając ponownie, przygryzając przy tym wargi wiedziałam już, że Tello czegoś Ci naopowiadał.
-Co jest? - zmarszczyłam brwi podchodząc bliżej Ciebie, żeby poprawić Ci marynarkę, która teraz niechlujnie się zagięła.
-Podoba Ci się Thiago? - spojrzałeś mi w oczy. Wiedziałam, że to pytanie, które wydobyło się z Twoich ust zaskoczyło nawet Ciebie samego. Ja też byłam w szoku, dlatego Twoim oczom ukazały się moje lekko rozchylone usta.
-Co proszę? - nerwowo się zaśmiałam, nieprzestając patrzeć na Twoją twarz.
-No... Zadałem Ci pytanie - Twój poważny wyraz twarzy zmartwił mnie chyba bardziej, niż to pytanie. Wtedy po raz pierwszy uwierzyłeś komuś bardziej niż mi.
-Tello naopowiadał Ci jakichś bzdur! - wkurzyłam się, bo czemu niby rozmawialiście na moje tematy w ten sposób. - Jedyny Alcantara jaki mi się podoba ma na imię Rafael! Ale pewnie nadal mi nie wierzysz! Co Ci jeszcze powiedział....
Przerwałeś mi mocno przytulając do siebie, a następnie muskając moje wargi swoimi.
-Ej, ej... Spokojnie - szepnąłeś mi prosto do ucha, podczas gdy ja chowałam swoją twarz w Twoim torsie. - Tylko się Ciebie zapytałem... Nic Ci nie zarzucam.
-Ale mu uwierzyłeś - pierwszy raz czułam jak przez Twoje słowa w moich oczach zbierają się łzy. - Myślałam, że od początku chciałeś, żebym dobrze dogadywała się z Twoim bratem. Skąd miałam wiedzieć, że nagle stanie się to grzechem?!
-Jezu, Nikki - złapałeś mnie za podbródek zaglądając mi w oczy. - O nic Cię nie oskarżyłem. Po prostu zapytałem, czy coś do niego czujesz. Przestań już wyolbrzymiać.
Kiedy wróciliśmy do stołu skupiałam się bardziej na tym, żeby patrzeć na niego spod byka niż na rozmowie z którymkolwiek z Twoich kolegów. Nie umknęło to Twojej uwadze. Najpierw poczułam Twoją ciepłą dłoń na moim lekko zmarzniętym kolanie, a następnie usłyszałam cichy szept koło mojego ucha:
-Przesadzasz...
-Ty też - bąknęłam ściągając z mojego kolana Twoją rękę. - Jesteś w miejscu publicznym, więc proszę pohamuj się.
Byliśmy przecież gówniarzami. Uświadomiłam to sobie siedząc w towarzystwie tych wszystkich zawodników pierwszego składu. Wkoło kręcił się klubowy fotograf robiący zdjęcia, a Ty starałeś się na oczach wszystkich na nowo mnie obmacać. Kiedyś musieliśmy zacząć się hamować. Ja wybrałam tamten wieczór. Nie chciałam później zobaczyć w żadnej gazecie opisu historii naszej miłości, bo przecież w ciągu ostatnich miesięcy takowe pojawiały się w gazetach. Stały fragment: piłkarz Barcelony + jego wybranka. Nie miałam parcia na zagoszczenie w tej rubryce z dopiskiem: szczeniackie zauroczenie lub niewyżyta dziewczyna. Widziałam jak wiele bólu ludzie zadawali dziewczynom piłkarzy i chyba sama się bałam, że on dosięgnie i mnie. Może i tchórzyłam, ale to wszystko w dobrej gestii. Burknąłeś znowu coś po hiszpańsku nie zważając na to, że zrozumie to połowa osób siedząca obok nas. Byłeś wśród swoich. Widziałam tylko jak Twój brat spojrzał na nas podejrzliwym wzrokiem. Zdajesz sobie sprawę z tego, że od tamtego momentu wszystko zaczęło się psuć? Wielokrotnie pytałeś mnie, czemu tak bardzo nie przepadam za Tello. Zawsze wracałam do tej sytuacji. Poróżnił nas trochę, nie da się tego ukryć.
Leżałam na brzuchu wymachując nogami i pisząc na skype z Georginą, moją przyjaciółką z Nowego Jorku. Wróciłeś do domu z treningu rzucając torbę gdzieś w kąt i kładąc się na łóżku obok mnie. Widziałam kątem oka jak uważnie mi się przyglądasz, centymetr po centymetrze, od góry do dołu, od dołu do góry. Skupiałam się jednak nadal na rozmowie z osobą, która znała mnie już długie lata. Nie wiem kiedy poczułam Twoją dłoń na mojej łopatce, a następnie na pośladku. Sięgnęłam po nią, tylko po to, żeby ją z siebie zrzucić. Byłam zajęta, a Ty specjalnie usiłowałeś mi przeszkodzić. Po chwili dłuższego oczekiwania i ponownego przyglądania się mi, zdecydowałeś się na inny ruch. Jednym ruchem ręki zamknąłeś mi laptopa, a kiedy spojrzałam na Ciebie po prostu przylgnąłeś swoimi ustami do moich. Tym pocałunkiem i cichym szeptem zdradziłeś mi swoje pragnienie.
-Masz jutro mecz - odsunęłam Cię lekko ode mnie.
-Nic nie mam - czułam Twój oddech na mojej twarzy i to jak próbowałeś odnaleźć moje usta. - Dostałem ostatnio czerwoną kartkę... Chcę spędzić z Tobą te kilka dni i nocy. Tylko z Tobą.
Fuknęłam z niezadowolenia. Przecież nie zapytałeś mnie o moje plany. Może właśnie umówiłam się z Julią do kina albo na imprezę. Nie miałeś prawa decydować za mnie. Zwłaszcza za te kilka dni wprzód.
-Daj mi się przeprosić - ponownie szepnąłeś mi prosto w twarz. - Nikki, kocham Cię...
Poczułam Twoją dłoń na moim policzku i odruchowo przymknęłam powieki. Nie umiałam się na Ciebie długo gniewać. Chyba dlatego zgodziłam się popracować nad naszym związkiem.
Nigdy nie zapomnę Twojego dotyku tamtego popołudnia, smaku Twoich ust, Twoich napiętych mięśni odciskających piętno na mojej skórze. Tamtego dnia przeszedłeś sam siebie. Byłeś dokładnie taki, jakiego Cię pokochałam. Taki sam jak wtedy w sklepie, kiedy Cię spotkałam. Kiedy było już po wszystkim leżałam obok Ciebie starając się uspokoić mój oddech.
-Wyjdź za mnie... - ton Twojego głosu wydał mi się taki żałosny, jakbyś wiedział, że teraz nie masz szans na to, żebym się zgodziła. - Zostań moją żoną...
Poczułam łzy napływające do moich oczu, nie wiedziałam, co mam zrobić... Po prostu wtuliłam się w Ciebie, jak gdyby mając nadzieję, że to będzie wystarczająca odpowiedź. Zacząłeś głaskać mnie po głowie, następnie całując w skroń. Nawet nie wiedziałam wtedy czy chcę zostać Twoją żoną. Nie myślałam o tym i takiej przyszłości. Chciałam po prostu być z Tobą. Już dzisiaj wiem jaki błąd popełniłam. Mogłam powiedzieć cokolwiek, chociażby głupie 'Marzę o tym'. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tylko na to czekasz. Tak mocno tego chciałam już wtedy, Rafa.
Od autorki: Dodaje dzisiaj nowość, bo mam chwilę czasu i zaraz wracam do nauki plus wygrał Arsenal i moja radość jest ogromna, więc chcę nią z Wami podzielić. Na wstępie zaznaczę, że lubię ten rozdział. Bardziej lubę chyba tylko epilog. Zobaczymy czy i Wam przypadnie do gustu. Miłej lektury.
środa, 5 grudnia 2012
3.
Wrzesień był dla nas ciężkim miesiącem. Wróciłeś do rozgrywek Liga Adelante, a co za tym idzie do Barcelony. Nasz kontakt został diametralnie ograniczony do wieczornych rozmów na Skypie. Właściwie dla mnie to były wieczorne rozmowy, Ty zazwyczaj wtedy na zegarku miałeś 6 rano. Siedziałeś twardo przed ekranem swojego laptopa walcząc z morzącym Cię snem. Mówiłam Ci, żebyś wyspał się przed treningiem i zadzwonił do mnie po nim. Odmawiałeś, bo przecież ja miałam studia. Próbowałam się z Tobą umówić na Twój wieczór, przecież kiedy u Ciebie byłaby 20, u mnie ledwo 14. Ty jednak wolałeś rozmawiać ze mną o takich godzinach, nie innych. Jesteś uparty, zawsze byłeś. Mój prywatny osiołek. Ale przecież nie powinnam się dziwić. Wielokrotnie widziałam Cię jak siedziałeś w jednym ręku z kubkiem kawy, w drugim z jakimś pożywnym śniadaniem. Twoje oczy się zamykały, ale starałeś się tego nie okazywać. Zresztą podobnie jak ja udawałam, że nie tęsknie. Nawet nie wiesz jak mocno tęskniłam. Za Twoim dotykiem, zapachem....
Kilkukrotnie chciałam do Ciebie przylecieć i po prostu Cię przytulić. Nic więcej, chociaż tyle. Pozostawało mi jedynie oglądanie Cię na ekranie laptopa biegającego na zmianę w bordowo-granatowym trykocie z tym żółto-pomarańczowym. Numerek 12 stał się moim nowym szczęśliwym, a niemal każdy sobotni poranek chwilą nerwów. Wciągnąłeś mnie w ten sport zupełnie niechcący. Właściwie to Twoja nieobecność mnie wciągnęła. Zyskaliście nową fankę.
Wiesz co robiłam, kiedy Cię nie było? Chodziłam na tą uczelnię, zupełnie bez radości z czegokolwiek. Chodziłam tylko po to, żeby odbębnić swój obowiązek. Po południu wracałam do domu i nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Włączałam jakieś hiszpańskie piosenki i oglądałam zdjęcia z Rio i z Twojego pobytu tutaj. Wspomniałam każdą chwilę spędzoną razem i bałam się... Bałam się, że to już koniec. Że już nie będzie nam dane się spotkać, że to wszystko się skończyło, że znajdziesz sobie w Hiszpanii jakąś modeleczkę, która zawróci Ci w głowie. Że zapomnisz o mnie, o tym jak wyglądam, jak pachnę, jak się uśmiecham... Znajomi ze studiów wielokrotnie próbowali wyciągać mnie na imprezy, do kina czy chociażby na obiad do restauracji. Kilka razy zostałam tam zaciągnięta siłą, zazwyczaj wtedy starałam się przykleić do swojej twarzy uśmiech, ale nawet to mi nie wychodziło. Zazwyczaj wtedy po godzinie zwijałam się i uciekałam do domu. Nie chciałam ich męczyć swoją obecnością i brakiem humoru, wracałam do domu i odliczałam godziny do tego, aż znowu zobaczę Cię na ekranie mojego laptopa.
Pamiętasz końcówkę października? Ten okropny huragan, który nawiedził moje miasto i sparaliżował cały Manhattan. Siadł prąd, metro wszystko. Dziękowałam Bogu, że siedziałam wtedy w domu. Pech chciał, że mój telefon odmawiał współpracy - jedna kreska baterii nie mogła wystarczyć na długo. Napisałam Ci krótkiego smsa: Kocham Cię, Rafa. a zaraz po tym wyłączyłam telefon. Straciliśmy kontakt na tak długo. Zero rozmów, zero jakiegokolwiek znaku życia. Moje życie przez te kilka dni toczyło się w oświetleniu świec, ale to wszystko przecież mi pasowało. Doskonale oddawało to mój nastrój, to jak się czułam. Wiesz przez te dni zastanawiałam się nad jakby to faktycznie było bez Ciebie. Moje myśli zazwyczaj spełzały na niczym. Aż do momentu, w którym stanąłeś w moich drzwiach. Był środek tygodnia, sama nie wiem jak dostałeś się wtedy do Nowego Jorku, na Manhattan... Usłyszałam dzwonek do drzwi, dość niechętnie skierowałam się je otworzyć. Miałam nadzieję, że to któraś z dziewczyn ze studiów przyszła ratować mnie i moją ostatnią niechęć do życia bez Ciebie. Jednak kiedy je otworzyłam, a światło płynące z podwórka ukazało mi Twoją twarz nie mogłam uwierzyć. Po klatce schodowej potoczył się mój głośny pisk, a chwilę po nim zalewając się łzami rzuciłam się Tobie w ramiona. Nie dałam powiedzieć Ci ani słowa, bo chciałam Cię pocałować i na nowo poczuć smak Twoich ust. W dalszym ciągu nie dowierzałam.
-Co tu robisz? - złapałam teraz swoimi dłońmi Twoją twarz i uważnie jej się przyglądałam.
-Myślałaś, że na prawdę wytrzymam ten czas bez jakiegokolwiek kontaktu z Tobą? - wyszczerzyłeś zęby wchodząc za mną do mieszkania i zamykając za nami drzwi. - Wariowałem, bo nie wiedziałem co się z Tobą dzieje. Kocham Cię, Niki.
Na to co działo się później nie musieliśmy długo czekać. Nie tylko my za sobą tęskniliśmy, ale nasze ciała też. Tak dobrze znałeś moje mieszkanie, że podnosząc mnie do góry bez problemu znalazłeś drogę do sypialni. Nie protestowałam, nie chciałam. Chciałam tego, co i Ty. Z czystym sumieniem mogę teraz przyznać, że to był chyba nasz najlepszy seks. Co ja mówię? Zdecydowanie nasz najlepszy seks.
-Zabieram Cię stąd - usłyszałam Twój szept, kiedy już po wszystkim leżałam na łóżku obok Ciebie. - Tu się nie da żyć. Moja dziewczyna nie może tak żyć.
-Co powiedziałeś? - zaśmiałam się odwracając swoją twarz do twojej.
-Moja dziewczyna - poczułam Twoją dłoń na moim policzku, a na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
W zasadzie do dziś zastanawiam się jak traktować tamtą datę. Czy kiedykolwiek wcześniej nazwałeś mnie swoją dziewczyną? Mi się wydaje, że wtedy pierwszy raz użyłeś tego sformułowania odnośnie mojej osoby. Przynajmniej ja byłam pierwszy raz tego świadkiem.
-Nie mam nawet jak zabukować lotu - zaśmiałam się uświadamiając sobie, że żyję jak człowiek odcięty od świata.
-Już to zrobiłem - poczułam Twoje usta na moim czole. - Chcę Cię mieć przy sobie. Nie przyjmuje nawet odmowy.
Nadęłam lekko policzki chcąc podać jakiś kontrargument, ale nim zdołałam to zrobić przerwałeś mi. Powiedziałeś mi, że jak nie pójdę tam z własnej woli to wywieziesz mnie siłą. Chyba nie miałam wyboru. Pamiętasz w środku nocy, przy blasku świec pakowaliśmy moje walizki. Nie wiedziałam na ile lecę, ale to się nie liczyło. Byłam w stanie zostać tam chyba na zawsze. O ile mogłabym mieć Ciebie przy sobie, o tyle chciałam tam być tak długo jak to możliwe. Wrzucaliśmy do moich walizek wszystko co popadnie. Pakowałeś moje najgrubsze zimowe swetry, podczas gdy ja wrzucałam letnie sukienki. Zero zgodności.
-Co to? - twój śmiech rozniósł się po mieszkaniu, kiedy podałam Ci jedne z krótkich jeansowych spodenek.
-Spodenki, nie widzisz? - burknęłam zajmując się dalszym przekopywaniem szafy.
-Po co Ci one? Barcelona to nie Karaiby, tam też dociera zima - zaśmiałeś się ponownie odkładając je na bok.
-Spakuj je - spojrzałam na Ciebie rzucając w Twoją stronę teraz pęk szalików i apaszek. - Mówię Ci, że się przydadzą.
-Jak będę chciał obejrzeć w pełni Twoje nogi to po prostu ściągnę z Ciebie to co na nich będziesz miała - zaśmiałeś się wciąż czekając na moją reakcje. W efekcie tylko oberwałeś po głowie kilkoma parami długich spodni. Nie protestowałeś dłużej, grzecznie wszystko pakowałeś.
Nie wierzyłam, że siedzę obok Ciebie w samolocie i lecę właśnie na drugi koniec świata. Nie wierzyłam, że dałam się na to namówić, ale to chyba właśnie ta tęsknota do Ciebie w głównym stopniu zadecydowała o tym. Ona i ten tymczasowym kataklizm w moim mieście sprawiły, że leciałam teraz tym samolotem z Tobą. Pewnie chciałbyś wiedzieć, co wtedy czułam. Ciężko to opisać słowami, chyba tak na prawdę nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego na jak długo tam lecę. Traktowałam to jak jakieś tygodniowe wakacje, wycieczkę... Dopiero potem okazało się, że zagoszczę tam na dłużej. Oboje nie spodziewaliśmy się tego wszystkiego. Życie potrafi być przewrotne. Z lotniska odebrał nas Twój brat, pół drogi przekonywałeś mnie, że nie jest taki straszny, a wręcz przeciwnie jest bardzo wyluzowany. Byłam skora w to uwierzyć, ze względu na to, że znałam Ciebie.
-Trochę się zmieniłaś od kiedy ostatnio rozmawialiśmy - puścił mi oko uśmiechając się. - Jakoś tak wyładniałaś. Thiago, miło mi Cię w końcu poznać.
-Ty też się nieco zmieniłeś - zaśmiałam się wyciągając w jego stronę dłoń. - No wiesz, przez papierową torbę niewiele widać. Niki.
-Rafa dużo o Tobie opowiadał - rzucił sprawiając, że się zaczerwieniłam. - Zawiozę Was do mnie, Julka nalegała, żebyście zjedli z nami obiad.
Nie miałam wyjścia. Oboje postanowiliście, że tak będzie najlepiej. Thiago pojechał na trening, a Ty uciekłeś na górę do jednej z sypialni, żeby się zdrzemnąć. Zostawiłeś mnie z dziewczyną swojego brata. To co na początku mnie przerażało wydało się być później niczym. Julia okazała się sympatyczną dziewczyną i dość szybko znalazłam z nią wspólny język. Opowiedziała mi w ciągu 2 godzin chyba więcej o Tobie niż Ty w przeciągu naszej całej znajomości. A ja? W zamian za to pomagałam jej w przygotowaniu posiłku. W kółko kazała mi położyć się obok Ciebie i odpocząć, ale ja nie byłam aż tak mocno zmęczona jak Ty. Rafinha, przepraszam, że wtedy nie zagrzałam miejsca obok Ciebie. Wiesz czemu za to przepraszam? Bo kiedy zszedłeś na dół Twoja mina była dość wymowna, a schylając się nad moim uchem powiedziałeś mi jak to bardzo liczyłeś na to, że jednak przytulę Cię jak będziesz spał.
Ledwo zszedłeś na dół, a do domu wrócił i Twój brat.
-Rafael, zobacz kto przyjechał! - jego głos rozniósł się po domu, kiedy tylko do niego wszedł.
Spojrzałeś na mnie zdziwiony, po czym ciągnąc mnie za rękę ruszyłeś do przedpokoju. Moim oczom ukazał się chłopak Twojego wzrostu z lekko pokręconymi włosami.
-Stary gdzie Ty się podziewałeś - podszedł bliżej Ciebie ściskając i klepiąc po plecach. Stałam tak obok i przyglądałam się tej scenie. Dopiero po chwili zauważył moją obecność kwitując to krótkim: okej już rozumiem. Widziałam jak uważnie mi się przygląda, jak ocenia. Oceniał długość moich nóg, sylwetkę, wielkość piersi, kolor oczu i włosów, długość odrostów lub ich całkowity brak, to w jaki sposób się uśmiechałam i jak mocno ściskałam teraz Twoją rękę. Wiem o tym Rafa. Ocenił mnie bez skrupułów. Może u Was to normalne, ale w moim świecie nie. Koleżanki nie obcinają wzrokiem chłopaków swoich przyjaciółek. Wy tak tutaj robicie. Nie będę ukrywać trochę mnie to zabolało. Pierwszy raz odczułam, że pochodzimy z innych światów.
-Sergi - chłopak wyciągnął w moją stronę dłoń dopiero po tym jak zlustrował mnie swoimi niebieskimi oczami.
-Niki - starałam się uśmiechnąć jak najprzyjemniej, do dziś nie wiem czy mi wyszło. Ale chyba się udało, bo nie słyszałam zażalenia od żadnego z Was. Starałam się być miła i chyba to mi wychodziło. Uciekłam od Was do Julii, mimo, że znała mnie zaledwie kilka godzin od razu zauważyła, że coś nie gra.
-Wszystko w porządku? - patrzyła na mnie badawczo.
-Nie sądzisz, że ten Sergi jest dziwny? - zmarszczyłam brwi mówiąc do niej najciszej jak tylko umiałam.
Kuchnię wypełnił jej śmiech, co chyba sprawiło, że się uśmiechnęłam.
-Dziwni to są chłopacy z pierwszego składu - uśmiechnęła się poważniejąc. - Mówię Ci uważaj na część z nich, każdy ma jakiś swój fetysz. Dziwny fetysz... A Sergi? On jest niegroźny. Przyjaźnią się z Rafą od kiedy pamiętam.
Kiwnęłam głową nie wiedząc już co mogę odpowiedzieć. Zaufałam jej, Tobie i Roberto. Nawet nie wiesz jak dziwnie się czułam. Jak bardzo niepewnie... Czułam się jakby traciła grunt pod nogami, Rafa. Robiłam to wszystko dla Ciebie z nadzieją, że kiedyś się odwdzięczysz.
Od autorki: Teraz szczerze przyznając ten rozdział lubię najmniej. Plus jest on półmetkiem, idealnym środkiem tej opowieści.
Pojawiają się pytania i prośby - oczywiście, że mogę informować Was o nowości wystarczy, że dacie mi na siebie jakiś namiar ( blog, gg, mail). W końcu piszę dla Was.
Pozdrawiam i zostawiam Was z rozdziałem.
P.S. Jak podoba Wam się nowa fryzura Rafy? Klik
Kilkukrotnie chciałam do Ciebie przylecieć i po prostu Cię przytulić. Nic więcej, chociaż tyle. Pozostawało mi jedynie oglądanie Cię na ekranie laptopa biegającego na zmianę w bordowo-granatowym trykocie z tym żółto-pomarańczowym. Numerek 12 stał się moim nowym szczęśliwym, a niemal każdy sobotni poranek chwilą nerwów. Wciągnąłeś mnie w ten sport zupełnie niechcący. Właściwie to Twoja nieobecność mnie wciągnęła. Zyskaliście nową fankę.
Wiesz co robiłam, kiedy Cię nie było? Chodziłam na tą uczelnię, zupełnie bez radości z czegokolwiek. Chodziłam tylko po to, żeby odbębnić swój obowiązek. Po południu wracałam do domu i nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Włączałam jakieś hiszpańskie piosenki i oglądałam zdjęcia z Rio i z Twojego pobytu tutaj. Wspomniałam każdą chwilę spędzoną razem i bałam się... Bałam się, że to już koniec. Że już nie będzie nam dane się spotkać, że to wszystko się skończyło, że znajdziesz sobie w Hiszpanii jakąś modeleczkę, która zawróci Ci w głowie. Że zapomnisz o mnie, o tym jak wyglądam, jak pachnę, jak się uśmiecham... Znajomi ze studiów wielokrotnie próbowali wyciągać mnie na imprezy, do kina czy chociażby na obiad do restauracji. Kilka razy zostałam tam zaciągnięta siłą, zazwyczaj wtedy starałam się przykleić do swojej twarzy uśmiech, ale nawet to mi nie wychodziło. Zazwyczaj wtedy po godzinie zwijałam się i uciekałam do domu. Nie chciałam ich męczyć swoją obecnością i brakiem humoru, wracałam do domu i odliczałam godziny do tego, aż znowu zobaczę Cię na ekranie mojego laptopa.
Pamiętasz końcówkę października? Ten okropny huragan, który nawiedził moje miasto i sparaliżował cały Manhattan. Siadł prąd, metro wszystko. Dziękowałam Bogu, że siedziałam wtedy w domu. Pech chciał, że mój telefon odmawiał współpracy - jedna kreska baterii nie mogła wystarczyć na długo. Napisałam Ci krótkiego smsa: Kocham Cię, Rafa. a zaraz po tym wyłączyłam telefon. Straciliśmy kontakt na tak długo. Zero rozmów, zero jakiegokolwiek znaku życia. Moje życie przez te kilka dni toczyło się w oświetleniu świec, ale to wszystko przecież mi pasowało. Doskonale oddawało to mój nastrój, to jak się czułam. Wiesz przez te dni zastanawiałam się nad jakby to faktycznie było bez Ciebie. Moje myśli zazwyczaj spełzały na niczym. Aż do momentu, w którym stanąłeś w moich drzwiach. Był środek tygodnia, sama nie wiem jak dostałeś się wtedy do Nowego Jorku, na Manhattan... Usłyszałam dzwonek do drzwi, dość niechętnie skierowałam się je otworzyć. Miałam nadzieję, że to któraś z dziewczyn ze studiów przyszła ratować mnie i moją ostatnią niechęć do życia bez Ciebie. Jednak kiedy je otworzyłam, a światło płynące z podwórka ukazało mi Twoją twarz nie mogłam uwierzyć. Po klatce schodowej potoczył się mój głośny pisk, a chwilę po nim zalewając się łzami rzuciłam się Tobie w ramiona. Nie dałam powiedzieć Ci ani słowa, bo chciałam Cię pocałować i na nowo poczuć smak Twoich ust. W dalszym ciągu nie dowierzałam.
-Co tu robisz? - złapałam teraz swoimi dłońmi Twoją twarz i uważnie jej się przyglądałam.
-Myślałaś, że na prawdę wytrzymam ten czas bez jakiegokolwiek kontaktu z Tobą? - wyszczerzyłeś zęby wchodząc za mną do mieszkania i zamykając za nami drzwi. - Wariowałem, bo nie wiedziałem co się z Tobą dzieje. Kocham Cię, Niki.
Na to co działo się później nie musieliśmy długo czekać. Nie tylko my za sobą tęskniliśmy, ale nasze ciała też. Tak dobrze znałeś moje mieszkanie, że podnosząc mnie do góry bez problemu znalazłeś drogę do sypialni. Nie protestowałam, nie chciałam. Chciałam tego, co i Ty. Z czystym sumieniem mogę teraz przyznać, że to był chyba nasz najlepszy seks. Co ja mówię? Zdecydowanie nasz najlepszy seks.
-Zabieram Cię stąd - usłyszałam Twój szept, kiedy już po wszystkim leżałam na łóżku obok Ciebie. - Tu się nie da żyć. Moja dziewczyna nie może tak żyć.
-Co powiedziałeś? - zaśmiałam się odwracając swoją twarz do twojej.
-Moja dziewczyna - poczułam Twoją dłoń na moim policzku, a na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
W zasadzie do dziś zastanawiam się jak traktować tamtą datę. Czy kiedykolwiek wcześniej nazwałeś mnie swoją dziewczyną? Mi się wydaje, że wtedy pierwszy raz użyłeś tego sformułowania odnośnie mojej osoby. Przynajmniej ja byłam pierwszy raz tego świadkiem.
-Nie mam nawet jak zabukować lotu - zaśmiałam się uświadamiając sobie, że żyję jak człowiek odcięty od świata.
-Już to zrobiłem - poczułam Twoje usta na moim czole. - Chcę Cię mieć przy sobie. Nie przyjmuje nawet odmowy.
Nadęłam lekko policzki chcąc podać jakiś kontrargument, ale nim zdołałam to zrobić przerwałeś mi. Powiedziałeś mi, że jak nie pójdę tam z własnej woli to wywieziesz mnie siłą. Chyba nie miałam wyboru. Pamiętasz w środku nocy, przy blasku świec pakowaliśmy moje walizki. Nie wiedziałam na ile lecę, ale to się nie liczyło. Byłam w stanie zostać tam chyba na zawsze. O ile mogłabym mieć Ciebie przy sobie, o tyle chciałam tam być tak długo jak to możliwe. Wrzucaliśmy do moich walizek wszystko co popadnie. Pakowałeś moje najgrubsze zimowe swetry, podczas gdy ja wrzucałam letnie sukienki. Zero zgodności.
-Co to? - twój śmiech rozniósł się po mieszkaniu, kiedy podałam Ci jedne z krótkich jeansowych spodenek.
-Spodenki, nie widzisz? - burknęłam zajmując się dalszym przekopywaniem szafy.
-Po co Ci one? Barcelona to nie Karaiby, tam też dociera zima - zaśmiałeś się ponownie odkładając je na bok.
-Spakuj je - spojrzałam na Ciebie rzucając w Twoją stronę teraz pęk szalików i apaszek. - Mówię Ci, że się przydadzą.
-Jak będę chciał obejrzeć w pełni Twoje nogi to po prostu ściągnę z Ciebie to co na nich będziesz miała - zaśmiałeś się wciąż czekając na moją reakcje. W efekcie tylko oberwałeś po głowie kilkoma parami długich spodni. Nie protestowałeś dłużej, grzecznie wszystko pakowałeś.
Nie wierzyłam, że siedzę obok Ciebie w samolocie i lecę właśnie na drugi koniec świata. Nie wierzyłam, że dałam się na to namówić, ale to chyba właśnie ta tęsknota do Ciebie w głównym stopniu zadecydowała o tym. Ona i ten tymczasowym kataklizm w moim mieście sprawiły, że leciałam teraz tym samolotem z Tobą. Pewnie chciałbyś wiedzieć, co wtedy czułam. Ciężko to opisać słowami, chyba tak na prawdę nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego na jak długo tam lecę. Traktowałam to jak jakieś tygodniowe wakacje, wycieczkę... Dopiero potem okazało się, że zagoszczę tam na dłużej. Oboje nie spodziewaliśmy się tego wszystkiego. Życie potrafi być przewrotne. Z lotniska odebrał nas Twój brat, pół drogi przekonywałeś mnie, że nie jest taki straszny, a wręcz przeciwnie jest bardzo wyluzowany. Byłam skora w to uwierzyć, ze względu na to, że znałam Ciebie.
-Trochę się zmieniłaś od kiedy ostatnio rozmawialiśmy - puścił mi oko uśmiechając się. - Jakoś tak wyładniałaś. Thiago, miło mi Cię w końcu poznać.
-Ty też się nieco zmieniłeś - zaśmiałam się wyciągając w jego stronę dłoń. - No wiesz, przez papierową torbę niewiele widać. Niki.
-Rafa dużo o Tobie opowiadał - rzucił sprawiając, że się zaczerwieniłam. - Zawiozę Was do mnie, Julka nalegała, żebyście zjedli z nami obiad.
Nie miałam wyjścia. Oboje postanowiliście, że tak będzie najlepiej. Thiago pojechał na trening, a Ty uciekłeś na górę do jednej z sypialni, żeby się zdrzemnąć. Zostawiłeś mnie z dziewczyną swojego brata. To co na początku mnie przerażało wydało się być później niczym. Julia okazała się sympatyczną dziewczyną i dość szybko znalazłam z nią wspólny język. Opowiedziała mi w ciągu 2 godzin chyba więcej o Tobie niż Ty w przeciągu naszej całej znajomości. A ja? W zamian za to pomagałam jej w przygotowaniu posiłku. W kółko kazała mi położyć się obok Ciebie i odpocząć, ale ja nie byłam aż tak mocno zmęczona jak Ty. Rafinha, przepraszam, że wtedy nie zagrzałam miejsca obok Ciebie. Wiesz czemu za to przepraszam? Bo kiedy zszedłeś na dół Twoja mina była dość wymowna, a schylając się nad moim uchem powiedziałeś mi jak to bardzo liczyłeś na to, że jednak przytulę Cię jak będziesz spał.
Ledwo zszedłeś na dół, a do domu wrócił i Twój brat.
-Rafael, zobacz kto przyjechał! - jego głos rozniósł się po domu, kiedy tylko do niego wszedł.
Spojrzałeś na mnie zdziwiony, po czym ciągnąc mnie za rękę ruszyłeś do przedpokoju. Moim oczom ukazał się chłopak Twojego wzrostu z lekko pokręconymi włosami.
-Stary gdzie Ty się podziewałeś - podszedł bliżej Ciebie ściskając i klepiąc po plecach. Stałam tak obok i przyglądałam się tej scenie. Dopiero po chwili zauważył moją obecność kwitując to krótkim: okej już rozumiem. Widziałam jak uważnie mi się przygląda, jak ocenia. Oceniał długość moich nóg, sylwetkę, wielkość piersi, kolor oczu i włosów, długość odrostów lub ich całkowity brak, to w jaki sposób się uśmiechałam i jak mocno ściskałam teraz Twoją rękę. Wiem o tym Rafa. Ocenił mnie bez skrupułów. Może u Was to normalne, ale w moim świecie nie. Koleżanki nie obcinają wzrokiem chłopaków swoich przyjaciółek. Wy tak tutaj robicie. Nie będę ukrywać trochę mnie to zabolało. Pierwszy raz odczułam, że pochodzimy z innych światów.
-Sergi - chłopak wyciągnął w moją stronę dłoń dopiero po tym jak zlustrował mnie swoimi niebieskimi oczami.
-Niki - starałam się uśmiechnąć jak najprzyjemniej, do dziś nie wiem czy mi wyszło. Ale chyba się udało, bo nie słyszałam zażalenia od żadnego z Was. Starałam się być miła i chyba to mi wychodziło. Uciekłam od Was do Julii, mimo, że znała mnie zaledwie kilka godzin od razu zauważyła, że coś nie gra.
-Wszystko w porządku? - patrzyła na mnie badawczo.
-Nie sądzisz, że ten Sergi jest dziwny? - zmarszczyłam brwi mówiąc do niej najciszej jak tylko umiałam.
Kuchnię wypełnił jej śmiech, co chyba sprawiło, że się uśmiechnęłam.
-Dziwni to są chłopacy z pierwszego składu - uśmiechnęła się poważniejąc. - Mówię Ci uważaj na część z nich, każdy ma jakiś swój fetysz. Dziwny fetysz... A Sergi? On jest niegroźny. Przyjaźnią się z Rafą od kiedy pamiętam.
Kiwnęłam głową nie wiedząc już co mogę odpowiedzieć. Zaufałam jej, Tobie i Roberto. Nawet nie wiesz jak dziwnie się czułam. Jak bardzo niepewnie... Czułam się jakby traciła grunt pod nogami, Rafa. Robiłam to wszystko dla Ciebie z nadzieją, że kiedyś się odwdzięczysz.
Od autorki: Teraz szczerze przyznając ten rozdział lubię najmniej. Plus jest on półmetkiem, idealnym środkiem tej opowieści.
Pojawiają się pytania i prośby - oczywiście, że mogę informować Was o nowości wystarczy, że dacie mi na siebie jakiś namiar ( blog, gg, mail). W końcu piszę dla Was.
Pozdrawiam i zostawiam Was z rozdziałem.
P.S. Jak podoba Wam się nowa fryzura Rafy? Klik
Subskrybuj:
Posty (Atom)