Pamiętasz kiedy po dość długim oczekiwaniu na kolejne minuty w pierwszej drużynie Barcelony w końcu je dostałeś? Wróciłeś z treningu z radością zajmując miejsce na blacie. Zawsze siadałeś tam z uśmiechem na twarzy, podczas gdy ja zajmowałam się przygotowaniem dla nas jakiegoś posiłku. Spojrzałam na Ciebie pytającym wzrokiem. O nic nie pytałam, wiedziałam, że za chwilę nie wytrzymasz i wszystko mi wyśpiewasz. Ale Ty milczałeś uważnie obserwując mój każdy ruch.
-Co jest? - spojrzałam Ci w oczy sięgając po czyste talerze. - Zjesz?
-Nie wiem czy coś przełknę - zaśmiałeś się zeskakując z blatu i obejmując mnie o tyłu jednocześnie krępując moje ruchy.
-Czym się tak stresujesz? - mruknęłam opierając teraz swoją głowę o Twój tors.
-Jadę niedługo na trening. - poczułam Twoje usta na mojej szyi. - Thiago ma po mnie wpaść.
-Byłeś przecież na treningu - swoimi dłońmi odnalazłam Twoje spoczywające na moim brzuchu.
-Mhm.. Ale mam dzisiaj jeszcze jeden. Z pierwszym składem - z tonu Twojego głosu biło słońce. Cholera Ty się cieszyłeś! Byłeś wtedy taki szczęśliwy!
-Zagram jutro z pierwszym składem! - niemal krzyknąłeś mi prosto do ucha.
Byłam tak samo szczęśliwa jak Ty. Nauczyłeś mnie cieszyć się swoim szczęściem. Obróciłam się przodem do Ciebie, by móc zawiesić Ci ręce na szyi i wyściskać. Chyba pisnęłam Ci nawet z radości do ucha, bo lekko się ode mnie odsunąłeś. Mimo to patrzyłeś na mnie nadal z tą radością w oczach i uśmiechem na twarzy. Złapałeś mnie za ręce, mocno je ściskając. Musiałam wyglądać jak ostatnia idiotka z tym szerokim uśmiechem przyklejonym do mojej twarzy i świecącymi oczami.
-Musisz iść tam jutro ze mną... - nie przestawałeś patrzeć mi w oczy mówiąc to. Ponownie Cię przytuliłam, po czym Ci przytaknęłam. Miałeś rację. Nie mogłam tego przegapić.
Następnego dnia zajęłam miejsce na trybunie tuż obok Julii i paru innych dziewczyn piłkarzy. Nawet nie wiesz jak ogromna duma rozpierała moje serce, kiedy widziałam Ciebie stojącego u boku brata przed rozpoczęciem meczu. Nie dość, że przebojem wdarłeś się na ten mecz do pierwszej drużyny, to jeszcze jak zwykle musiałeś zrobić wielkie wejście. Pierwsza XI, zawsze tylko w to celowałeś, nic innego. Mimo to po meczu powtarzałeś mi w kółko, że to tylko nic nie znaczący mecz, o zwykły puchar, nawet nie o wygranie ligi. Ale to nie było nic małego, byłeś tam jako jeden z nielicznych grajków Barcelony B. Nie byłam w stanie przekonać Cię, że to coś wielkiego, bo do Ciebie nie docierało, jak grochem o ścianę. Z jednej strony się cieszyłeś, z drugiej w kółko powtarzałeś mi jak wielkie szczęście miałeś, że znaczna część składu była kontuzjowana. A przecież, Twoim obowiązkiem w tamtym momencie było skakanie ze szczęścia, że dostałeś swoją szansę. Cały Rafinha, zawsze mu mało.
Pamiętasz dzień Twoich urodzin? Chyba oboje chcieliśmy zbyt szybko dorosnąć. Zwłaszcza ja, włócząc się po sklepach i szukając seksownego kompletu bielizny, który miałam zaprezentować mojemu chłopakowi po dzisiejszej kolacji z jego bliskimi i przyjaciółmi. Zdecydowałam się na dwa komplety: jeden na Twoje urodziny, drugi na Walentynki, które miały mieć miejsce, przecież dwa dni później. Kiedy zrobiłam już zakupy i kupiłam Ci prezent: nowiutkie słuchawki, do których tak bardzo wzdychałeś od miesiąca skąpiąc pieniędzy na ich zakup, mogłam skoczyć jeszcze do kosmetyczki na szybki manicure i pedicure. W końcu tej nocy chciałam być Twoją księżniczką. Cztery miesiące w Barcelonie i obecność dziewczyny Twojego brata sprawiły, że umiałam już trafić do jednego z najlepszych fryzjerów w mieście, kosmetyczki czy też wiedziałam w jakiej restauracji warto jeść, a do jakiej nie opłaca się nawet wchodzić. Do mieszkania wróciłam, kiedy Ty siedziałeś już nerwowo na kanapie. Powitałeś mnie krótkim 'co tak długo?'. Chwilę mi zajęło wytłumaczenie Ci, że miałam parę spraw do załatwienia i że na pewno wyrobimy się na czas. Miałam ochotę wygonić Cię na dół, żebyś posprzątał w swoim nowym samochodzie, ale przecież zapowiedziałeś mi, że jedziemy dzisiaj taksówką. Uciekłam, więc do łazienki, w której się zamknęłam. Musiałam się przebrać i przygotować, na te Twoje 20 urodziny. Jak to wtedy brzmiało poważnie... Można by rzec, że rozpoczynałeś nowy etap w życiu. Tamtego wieczora po raz kolejny przekonałam się jak bardzo udaną masz rodzinę, jak są szczęśliwi z takiego syna jak Ty. Mam dla Ciebie jednak przykrą wiadomość, tamtego wieczoru miałeś konkurencję w postaci swojego brata. I nie był nim Thiago, który pół wieczoru opowiadał o tym jak przeżywałeś ostatnio mecz, czy też opowiadający anegdoty z szatni. To Bruno. Jezuniu, jakie to dziecko jest słodkie! Uważaj Rafa, poczekam aż podrośnie i wtedy go poderwę. Ale wracając do kolacji, wszyscy rozkręcali się co raz bardziej, a przy stole panowała na prawdę przyjacielska atmosfera. Rozmawiałam z Julką i dziewczyną Jonathana jednocześnie uważnie obserwując ilość alkoholu jaką w siebie wlewałeś. Z każdą porcją byłeś co raz bardziej wyluzowany i jednocześnie co raz mocniej wstawiony.
-Przystopuj trochę - podsunęłam się teraz bliżej Ciebie, tak że lekko oparłam się o Twoje ramię, którym momentalnie mnie objąłeś.
-Jest okej - spojrzałeś na mnie, a ja widziałam jak Twój wzrok zaczyna się mglić. - Jest na prawdę w porządku, Niki.
Poczułam jak zachłannie mnie pocałowałeś, musiałam odsunąć się od Ciebie i przeprosić Twoich rodziców za Twoje zachowanie. Uśmiechnęli się tylko wspominając coś o urokach młodości. Czułam się na prawdę głupio i jednocześnie odpowiedzialnie za Ciebie. Najgorsze było to, że musiałam zacząć Ci racjonować alkohol, bo daję słowo jeszcze chwila i nie doszedłbyś w domu do łóżka. A przecież miałam jeszcze plany na ten wieczór.
-Rafael - Twój tata zabrał głos sprawiając jednocześnie, że wszyscy spojrzeli na niego wyczekując dalszej wypowiedzi. - A kiedy zamierzasz iść w ślady brata? To znaczy wiesz co mówią o pośpiechu. Pośpiech złym doradcą. Ale tak patrzę i Ty i Niki wyglądacie razem ślicznie. Nie myślałeś może o zakupie pierścionka?
Poczułam jak motylki pospiesznie dostały się w jakiś sposób do mojego brzucha. Nie wiedziałam co zrobić, ani co powiedzieć. Bałam się o to, co możesz powiedzieć. Przecież zawsze, kiedy wypiłeś byłeś nad wyraz wylewny i szczery. Powoli już wtedy spuszczałam głowę do dołu, jednocześnie pod stołem szukając Twojej ręki. W końcu znalazłam ją i lekko uścisnęłam. Spojrzałeś najpierw na mnie, potem pod stół, a na końcu na ojca.
-Już raz jej się oświadczyłem - odchrząknąłeś w dalszym ciągu się uśmiechając. - Dwa razy wspomniałem o ślubie, raz o tym, że chcę być ojcem jej syna... Jeszcze mi nie odpowiedziała, ale ja też jeszcze nie kupiłem pierścionka. Chyba się trochę boję, że się mną znudzi.
-Nie mów tak - rzuciłam dość nieśmiale w dalszym ciągu wlepiając swój wzrok w talerz. - Przecież wiesz, że tak by nie było.
Czułam znowu ten cholerny dyskomfort spowodowany faktem, że oczy wszystkich na nowo skierowały się na nas. Jak zwykle zachowałeś się jak egoista. Zamiast porozmawiać o tym z tatą na osobności wolałeś wywlec to na wierzch przy wszystkich. Nie powinieneś się dziwić, że odsunęłam się od stołu i rzucając krótkie przepraszam rzuciłam się pędem na podwórko, żeby móc zapalić. Po chwili pojawiłeś się obok mnie z marynarką, którą zarzuciłeś mi na ramiona. Nie marzyłam teraz o niczym innym tylko o tym, żeby wrócić do domu. Nie rozumiałam czemu mi to robiłeś. Teraz już wiem, że chciałeś mi chyba tylko pokazać jak bardzo Ci na mnie zależało.
Pamiętam jak świeciły Ci się oczy na widok tej czarnej koronkowej bielizny. Nie wiedziałam czy dobrze trafiłam, jednak Twoja mina mówiła mi, że to był strzał w dziesiątkę. Wiesz co było gorsze? Wcale nie chciałeś jej ze mnie ściągać mówiąc, że tak prezentuje się lepiej niż na podłodze i zarzucałeś mi, że powinnam obwiązać się jeszcze czerwoną wstążką, bo przecież jestem Twoim prezentem. Położyłeś mnie plackiem na łóżku, siadając na mnie okrakiem i po prostu patrząc. Czułam jak przyciskasz moje nadgarstki do materaca tylko po to, żebym przypadkiem nie zaczęła Ci uciekać. Czułam na sobie Twój wzrok i wcale nie wiedziałam, co robić. Czułam się jak jakaś sklepowa wystawa, której zadaniem była reklama najnowszej bielizny. Czasem miałeś te swoje dziwne przyzwyczajenia i wyobrażenia o życiu. Przełknęłam głośno ślinę:
-Możesz mnie chociaż pocałować? Czy w dalszym ciągu będziesz tak tępo na mnie patrzył?
Nic nie odpowiedziałeś, jedynie poczułam jak przesuwasz swoją ciepłą dłonią po moim mostku jednocześnie uwalniając jedną z moich rąk. Mogłam teraz przytrzymać Twoją rękę na mojej klatce piersiowej i czekać na to, co dalej wymyślisz. Właściwie to podobało mi się takie oglądanie tego, co robisz, tego jak przygryzasz dolną wargę, gdy w skupieniu przejeżdżałeś opuszkami palców po moim odstającym obojczyku. Jak przymykałeś powieki, kiedy dłonią badałeś jak szybko i intensywnie bije moje serce, jak badałeś powierzchnię moich ust. W myślach prosiłam Cię o to, żebyś w końcu mnie rozebrał i zlikwidował to dziwne napięcie, które się między nami wytworzyło. Po chwili jednak zrozumiałam, że nie do końca jesteś w stanie robić cokolwiek innego. Widziałam jak Twoje ruchy powoli stają się co raz bardziej ociężałe, a ciepło naszych ciał i te pochodzące z grzejnika sprawiają, że robisz się senny.
-Przepraszam - bąknąłeś ledwo zrozumiale, po czym zająłeś miejsce obok mnie. - Chyba jednak za dużo wypiłem.
-W porządku - niemrawo się uśmiechnęłam, a następnie pozwoliłam Ci przytulić się do mojej piersi. - Dobranoc, misiek.
Pocałowałam Cię krótko w czoło, a po chwili już słyszałam Twój płytki oddech. Nękany zbyt dużą ilością alkoholu zasnąłeś jak dziecko.
W marcu nadeszły te pierwsze ciepłe dni, w których pojawiło się słońce. Idealny moment na wygrzanie się w parku przy pierwszych słonecznych promieniach. Był to też idealny moment dla Ciebie, żeby powrócić do gry po 3-tygodniowej przerwie. Szłam z Tobą za rękę po parku Gaudiego, podczas gdy Ty ukrywałeś się pod ciemnym okularami przeciwsłonecznymi wetkniętymi centralnie na czubek Twojego nosa. Cieszyłam się, bo miałam Cię przy sobie. Najprzystojniejszy chłopak w parku był tam ze mną, ściskając mnie za rękę. Chciałabym, żeby takie momenty jak tamten trwały wiecznie. Ale przecież nie mogły. Za chwilę miałeś sobie przypomnieć o tym, że wieczorem musisz być na treningu, żeby w kolejny weekend móc usiąść, chociaż na ławce. Ten Twój pośpiech, właśnie w takich momentach relaksu we dwoje był uciążliwy. Ale przecież Ty ciągle żyłeś w tym pośpiechu. Ledwo wpadałeś do domu, zaraz musiałeś z niego wychodzić. To chyba dlatego wylądowałeś na tydzień w łóżku z naderwanym mięśniem. Śmiałam się z Ciebie, bo nie sposobem było nie śmianie się z chłopaka, który robił naburmuszoną minę, że w piłkę może grać jedynie na konsoli. Jak to się w ogóle stało, że nie miałeś swojej konsoli w domu? Dzwoniłeś do brata i kazałeś mu kupić sobie nową. Thiago przyjechał do nas jeszcze tego samego po południa i również się z Ciebie śmiejąc wszystko po podłączał. Ale ta konsola stała się Twoim oczkiem w głowie. Nie sposób było Cię od niej oderwać. Jednego popołudnia runęłam na Ciebie, żeby zająć Cię czymś innym. Ty jednak tylko podniosłeś do góry pada i kontynuowałeś grę nie zwracając w ogóle uwagi na to, że leżę na Tobie, a moje dłonie właśnie wędrują gdzieś pod twoją koszulką.
Pociągnęłam Cię za rękę i przysiadłam na ławce, by móc podziwiać malowniczość Barcelony. Byłeś zmuszony do przycupnięcia przy mnie, choć na chwilę. Wsparłam głowę na Twoim ramieniu i przymknęłam na chwilę oczy. Nie miałam pojęcia, że będę chciała zapamiętać to na prawdę na długo. Siedzieliśmy tak dość długo splatając palce naszych dłoni i milcząc.
-Kocham Cię, Rafa - szepnęłam lekko zachrypniętym głosem niepewnie spoglądając na Twoją twarz.
-Ja Ciebie też - uśmiechnąłeś do mnie, a po chwili musnąłeś moje wargi swoimi.
Uśmiechnęłam się teraz jeszcze mocniej zarzucając teraz moją rękę na Twoją szyję, a po chwili spoglądania Ci w oczy, zatopiłam się w Twoich ustach.
Wieczorem tego dnia wróciłeś z treningu tradycyjnie zostawiając skarpetki, gdzieś na środku podłogi. Nie zwracałam na to uwagi, nie miałam siły. Chyba zmęczył mnie ten dzień. Po prostu leżałam na łóżku i obserwowałam jak krzątasz się po mieszkaniu. W końcu wszedłeś do sypialni i zacząłeś mi się lekko przyglądać tak zabawnie przekrzywiając głowę na bok. Po chwili już w zastraszającym tempie ściągałeś z siebie dresy i koszulkę. Zaśmiałam się tylko, jednocześnie nic sobie z tego nie robiąc. Jednak, kiedy wylądowałeś obok mnie w samych bokserkach momentalnie przyległam do Ciebie. Kochaliśmy się tej nocy bez wytchnienia. W kółko powtarzałeś mi jak bardzo mnie kochasz. Swoim dotykiem zapewniałeś o mojej wyjątkowości, o tym, że jestem Ciebie warta. Tej nocy zamęczyłeś mnie jak już dawno nie. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że zasnęłam zupełnie wykończona, ledwo mająca siłę leżeć na Twoim torsie.
Obudziłam się następnego dnia w pustym łóżku. Jedynym śladem po Tobie była zmiętolona pościel. Dowód na to, że minionej nocy w tym łóżku wiele się działo. Nie przejęłam się za bardzo brakiem Twojej obecności, byłam pewna, że pojechałeś na trening. Przecież jeszcze wczoraj mówiłeś mi jak mnie kochasz, jak wiele dla Ciebie znaczę. Bez jakiegokolwiek zawahania podniosłam się z łóżka i skierowałam prosto pod prysznic. Zdziwiłam się dopiero po nim... Wiesz jakie to uczucie gdy otwierasz szafę, którą dzielisz z ukochanym, a na jego półkach zastajesz pustkę? Nic - to własnie na nich ujrzałam. Zero... Nawet żadnej kartki, ani na półce, ani na szafce nocnej, ani na łóżku, ani na lodówce, ani na lustrze w łazience lub przedpokoju. Nic i nigdzie. Pustka... Zgłupiałam. Spanikowałam. Przecież wszystko było w porządku. Przecież znaliśmy się dopiero 8 miesięcy, można przyznać, że 8 miesięcy byliśmy parą. Dość długo siedziałam na łóżku i zastanawiałam się co mam zrobić, gdzie mogę Ciebie szukać. Gdy wykręciłam numer Thiago było już po treningu, treningu, na którym ponoć byłeś. Łzy z moich oczu lały się same, automatycznie, hektolitrami. Jeszcze wczoraj mnie kochałeś, a dzisiaj? Dzisiaj mnie opuszczałeś. Julka i Thiago pojawili się u mnie tak szybko jak tylko było to możliwe. Przecież we trójkę miało nam być łatwiej coś wymyślić. Szkoda, że nie raczyłeś odebrać od nikogo z nas telefonu. Dzwoniłam do Ciebie dziesięć tysięcy razy. Codziennie. Przez miesiąc. Zniknąłeś, jakbyś zapadł się pod ziemię. Ale przecież po tygodniu wiedziałam już co się z Tobą dzieje. Thiago przyjechał po jakimś treningu z wiadomością o Tobie. Nie spodziewałam się tego. Poprosiłeś zarząd o wypożyczenie do Brazylii. Przecież wiesz, że poleciałabym tam z Tobą... Że chciałam być z Tobą, niezależnie od tego gdzie. Może nie wiedziałeś o tym, może niedostatecznie Cię o tym informowałam, może za słabo pokazywałam jak bardzo Cię kocham. Może gdybym wtedy powiedziała, że chcę za Ciebie wyjść... Może dzisiaj bylibyśmy nadal razem. Jedno wiem... Nigdy Cię nie zapomnę, Rafa. Nie ma drugiego takiego jak Ty. Nie ma i nie będzie.
Wiesz kiedy uświadomiłam sobie, że często nie wiedzieliśmy co robiliśmy? Kiedy w maju dowiedziałam się, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Zabawne, prawda? Ale to musiało się tak skończyć, zbyt często i zbyt intensywnie to robiliśmy. Dwójka dużych dzieciaczków, która często nie znała granic. Wiesz co jest jeszcze zabawniejsze? Wygląda na to, że zaszłam w tą ciąże naszej ostatniej nocy... Chciałam Ci powiedzieć, ale nie miałam jak... Pewnie zastanawiasz się czy płaczę. Nie, już teraz nie. Za dużo czasu minęło. Swoje przepłakałam i przesiedziałam w samotności. Potem dzięki Twojemu bratu i jego narzeczonej podniosłam się na nogi. Kupiłam własne mieszkanie, znalazłam pracę... Poznałam jego. Od innej strony, tej lepszej. Wiedz, że godnie Ciebie zastępuje.
Cor do arco iris. Kolorem tęczy, było barwione nasze wspólne życie. Osiem najcudowniejszych miesięcy. Najcudowniejszych i zarazem najszybszych i najintensywniejszych. Dziękuję Ci za nie, Rafael.
Od autorki: Został nam już tylko epilog, ale szykuje coś w zastępstwo, więc spokojnie. Rozdział na pewno rozjaśnia Wasze wątpliwości. Mam nadzieję, że Was nie zawiedzie. Epilog, być może w weekend. Pozdrawiam
Matko... o czego by tu zacząć? Może od najprzyjemniejszej i najlżejszej frazy: " Jezuniu, jakie to dziecko jest słodkie!" Padłam :D i zgadzam się z bohaterką w 100%
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz mi powiedz jak można zniknąć w ciągu jednej nocy?! Jak piłkarz może przepaść na calutki miesiąc?! I w ogóle... dlaczego...? Nie wiem czy bardziej zaskoczyła mnie ucieczka Rafy, czy ciąża, czy "poznałam jego". Jego? Tello czy Roberto? Bo Brudno chyba za młody xD Aczkolwiek śmiem podejrzewać, że zachowałaby się bardziej dojrzale niż Rafinha. No kurwa, jak można było uciec od dziewczyny, którą samemu osobiście sprowadziło się do swojego mieszkania?!?! Jak można było uciec z Barcelony?...
*pytania o znikanie piłkarza na calutki miesiąc nie ma :P
UsuńDobra...Również nie wiem jak można uciec i zachować się jak kompletne dziecko. Dziwię się, oj dziwię. No i właśnie intryguje mnie fakt, że poznała "go od tej lepszej strony" czyli, że Tello? ;P No nie wiem, i albo ja już nie umiem czytać, ale co z tą ciążą? ;o
OdpowiedzUsuńJedno z najlepszych opowiadań, które czytałam, ale piszę Ci to już pod kolejnym rozdziałem :D
Zostaje czekać na epilog, bądź co bądź, pozdrawiam, no i weny przy dalszym pisaniu :D
CO SIĘ STAŁO Z RAFĄ? I KTO GO ZASTĘPUJE!?
OdpowiedzUsuńDodawaj szybciutko! <3
Nie mogę zrozumieć jak on mógł ją tak po prostu zostawić, przecież wydawało się, że na prawdę bardzo ją kocha. Pozostaje mi czekac na epilog. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy u Rafy zwyciężył duży dzieciak, czy wręcz przeciwnie, ktoś nad wiek dojrzały...Wolę myśleć, że jednak to drugie, że pomimo tego, że Niki zapewniała go o swojej miłości, to on czuł, że nie była z nim szczęśliwa. I właśnie dlatego postanowił odejść, tak raz, a dobrze, niczym cięcie skalpelem, pozostawiając za sobą czystą, równą ranę, która kiedyś się zagoi.
OdpowiedzUsuńDlaczego odszedł właśnie tego dnia? Dał jej ostatnią noc, niczym pożegnanie, tylko ona o tym nie wiedziała. Myślę, że epilog wiele wyjaśni,odpowie choć na kilka "dlaczego?", które teraz kłębią mi się w głowie...
Nie kumam.
OdpowiedzUsuńże co?!
Jak on mógł tak po prostu, bez pożegnania sobie odejść, no ja nie wiem. Kompletna niedojrzałość, tak się nie zostawia osoby którą się ponoć kochało. Bez pożegnania, ba bez jednego słówka. Ja tego nie rozumiem.
Mam nadzieję, że Rafael to w epilogu wyjaśni, bo w tej chwili ma ochotę mu coś zrobić. Dosłownie. Współczuję Nikki, bo naprawdę musiała to przeżyć. Uważam, że jeżeli nawet go kochała, to nie powinna mieć do siebie pretensji o to że mu nie odpowiedziała na oświadczyny, 8 miesięcy to naprawdę, mało ludzie chodzą ze sobą nieraz i trzy lata.
I co z dzieckiem? A ta osoba co zastępuje Rafę? Kto to, czyżby Roberto?
Czekam na epilog z niecierpliwością.
pozdrawiam:)
Siedzę tak z otwartą buzią i sama nie wiem, co mam napisać. To było piękne, to całe opowiadanie. Nie chcę epilogu, chcę kolejnych odcinków. To było za krótkie. Stanowczo za krótkie. Niby wiedziałam, ile odcinków miało być, a jestem tak zaskoczona wyjazdem Rafy, że.. po prostu jestem bardzo zaskoczona. Strasznie podobało mi się, mam nadzieję, że już niedługo napiszesz coś jeszcze.
OdpowiedzUsuńI zostaje pytanie: Kto jest zastępcą Brazylijczyka? :>
Pozdrawiam, u mnie nowość :)
O ludzie... Nie wiem co powiedzieć. Rafa zachował się strasznie. Jak mógł tak po prostu wyjechać, nie mówiąc nic o tym Nikki? Jak to w ogóle możliwe? Mówił, ze ją kocha i jednocześnie zostawił? I to w mieście, do którego ją ściągnął. Nie mieści mi się to w głowie.
OdpowiedzUsuńI o jakim zastępstwie my tu mówimy? Oni byli dla siebie stworzeni... Mam nadzieję, że tu mowa o ich dziecku, a nie o jakimś obcym facecie.
Nie ogarniam. Całkowicie tego nie ogarniam.
Czekam na epilog. Niestety epilog.
Pozdrawiam!
Nie wiem, co się tak nagle stało... Przecież ich miłość była taka prawdziwa, a przy tym odrobinę szalona. Oni jakby byli dla siebie stworzeni. A on to odrzuca, znika tak nagle, po prostu. Co się do cholery stało? Jestem tak strasznie ciekawa epilogu, gdzie, mam nadzieję, wszystko się wyjaśni, kto zastępuje teraz Rafę... A i końcówka jest przepiękna, tak mnie jakoś chwyciła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Jestem zaskoczona zachowaniem Rafy. Zdecydowanie nie powinien tak postąpić. Sądziłam, że Nikki zareaguje bardziej emocjonalnie, ale istnieje takie stwierdzenie, że jeśli kogoś kochamy i nam na nim zależy, to warto pozwolić odejść mu tak po prostu. Bardzo smutna końcówka tego opowiadania, ale jednocześnie taka poruszająca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Dwójka na: http://algo-que-entretiene.blogspot.com/. Zapraszam ;)).
OdpowiedzUsuń