Miłość? Nauczyłeś mnie jej od nowa. Do tej pory definiowałam ją jako fikcję zdarzającą się tylko w filmach. Nie znałam tego uczucia w pełni. Nauczyłeś mnie kochać. Dopóki Cię nie poznałam nie chciałam, a może zwyczajnie nie potrafiłam pokochać żadnego faceta. Zmieniłeś to wszystko diametralnie. Widzisz jak wiele, a zarazem niewiele potrzebowałam, żeby zrozumieć to uczucie? Twoja wycena na rynku transferowym wynosi średnio 4 miliony euro, dla mnie jesteś bezcenny. Nie na sprzedaż, nie na wypożyczenie, nie do oddania. Gdybyś miał mnie teraz opuścić, wolałabym umrzeć wraz z Twoją miłością do mnie, niż trwać... Bez Ciebie. Bez Ciebie to nie byłoby to samo, a świat straciłby kolory. Kolory tęczy jakimi jest teraz zabarwiony. Moja mama kilkukrotnie mówiła mi:
-Zgłupiałaś dla tego chłopaka!
albo
-Nie zachowuj się jakby to miała być Twoja miłość na całe życie.
Ale dla mnie właśnie nią jesteś. Może i jest całe mnóstwo przystojnych mężczyzn, zarówno w Hiszpanii, USA czy Brazylii, ale Rafael Alcantara dos Nascimento jest jeden. I zaznaczę to po raz kolejny: jest mój.
Pamiętasz jak moi rodzice bez uprzedzenia stanęli w drzwiach mojego mieszkania w Nowym Jorku? Otworzyłeś im wtedy drzwi i zamiast się przywitać zacząłeś nawoływać mnie. Nieważne było, że akurat byłam pod prysznicem. Kazałeś mi wyjść nie tłumacząc o co chodzi.
-Misiek, co znowu? - jęknęłam ukazując się w samym ręczniku. Stałeś w samych bokserkach trzymając za róg drzwi, za Tobą zaś stali moi rodzice z dość wymownymi minami. Już wtedy mówiłeś mi, że raczej Cię nie polubili. Wieczorem nie chciałeś iść z nami na kolację, dokładnie z tego samego powodu. Mój mały Rafinha po prostu zaczynał tchórzyć. Zaciągnęłam Cię tam siłą. Nie powinieneś żałować do dziś. Mimo, że mama nic nie mówiła widziałam, że wpadłeś jej w oko i Cię polubiła. Niejednokrotnie potem pytała, kiedy mój luby przyleci do mnie ponownie.
Do dziś pamiętam Twoją zazdrość o Jacka, mojego znajomego jeszcze z czasów liceum. Wpadł kiedyś do mnie z butelką whisky i paroma filmami na DVD. Żałuj, że nie widziałeś swojej miny. Przez cały wieczór ostentacyjnie ściskałeś mnie za rękę i przytulałeś do siebie. O mały włos mnie nie udusiłeś. Kiedy usiłowałam zamienić z nim kilka zdań łapałeś mnie za podbródek i całowałeś. Bawiło mnie to tak mocno. Rafa, nawet nie wiesz jaki podły jesteś. Kiedy rozlewał nam kolejną kolejkę kontrolowałeś ilość trunku jaka znajdowała się w mojej szklance. Co lepsze? Gdybyśmy byli sami owszem kontrolowałbyś ją, ale w odwrotną stronę. Za każdym razem, gdy wracałam z łazienki widziałam jak patrzysz na Bogu winnego chłopaka spod byka. A przecież on nic nie zrobił, wpadł tylko do przyjaciółki ze szkoły. Zaznaczmy, że wpadł z czystymi zamiarami, ale dla Ciebie nikt nie mógł wpaść od tak. Byłeś mistrzem w odkrywaniu teorii spiskowych, które nie istniały. Może po prostu lubiłeś się zamartwiać? Nie. Chciałeś mieć mnie tylko dla siebie, zresztą podobnie jak ja Ciebie. I tak tkwiliśmy w tej chorej, toksycznej zażyłości. I trwalibyśmy nadal, gdybyśmy nie uświadomili sobie, że tak nie można.
Codziennie rano wychodziliśmy na spacer do Central Parku. Spędzaliśmy tam pół dnia: leżąc na trawie i się śmiejąc, karmiąc kaczki i patrząc na dzieci bawiące się w chowanego. Raz nawet zaciągnąłeś mnie do wspólnej zabawy z nimi. Chowając się nie chciałeś opuścić mnie na krok, kiedy Ty szukałeś myślałam, że zeświruje z radości, gdy zostałam Ci jako ostatnia do odnalezienia. Widziałam jak mijasz moją kryjówkę, poczekałam chwilę, aż przejdziesz dalej jakieś 200 metrów. Chciałam mieć szansę w tym wyścigu. Aż w końcu postanowiłam wystartować, przecież musiałam tylko przyłożyć rękę do kory drzewa i zawołać 'raz, dwa, trzy za siebie'. Nie dane było mi dobiec w ciszy, dzieci były chyba tak podekscytowane jak ja i Ty. Ich doping niósł się niemal po całym parku. Widząc, że już mnie gonisz zaczęłam się śmiać jednocześnie starając się pokonać ostatnie 100 metrów szybciej niż Ty 200. Nie wiem czy mi się udało. Nie zwracałam na to uwagi, bo kiedy przyłożyłam rękę do drzewa równo z Twoją po prostu spojrzałam w Twoje oczy zanosząc się kolejnym śmiechem. Nie zważałeś na to, że patrzy na nas stadko dzieci, po prostu mnie objąłeś i pocałowałeś. A one? Ich doping w dalszym ciągu nie zmalał.
-Zaklep się! - mała blondynka patrzyła na mnie z wyrzutem.
Nie miałam wyjścia, wzruszyłam ramionami patrząc Ci w oczy i rzuciłam krótkie 'za siebie'. Znowu wygrałam. Tym razem zostawiłbyś niepocieszone dzieci, nie miałeś wyboru. Wiesz ile z tej naszej rozkwitającej miłości zostawiliśmy w tym parku? Setki co raz to śmielszych spojrzeń, uśmiechów, pocałunków, uścisków dłoni. Ten park niewątpliwe gościł w sobie posiane gdzieś na jakimś trawniku ziarno naszej miłości.
Pamiętasz jak w jakimś podrzędnym saloniku prasowym znalazłeś bierki? Zaciągnąłeś mnie tam z nadzieją na znalezienie jakiegoś hiszpańskiego magazynu sportowego. Stałeś już w kasie z gazetą, kiedy dostrzegłeś swoją ulubioną grę z dzieciństwa. Oczywiście kazałeś kasjerowi ją sobie skasować, a mi nie dałeś już po drodze do domu zajść nigdzie indziej. Zaciągnąłeś mnie do niego prawie na siłę, tylko po to, żebym musiała uznać Twoja wyższość w przekładaniu plastikowych różnokolorowych patyczków. Niech Cię diabli! Byłeś na prawdę dobry. Mimo, że przeważałam nad Tobą drobnymi dłońmi i umiejętnością dekoncentrowania Twojego męskiego rozumu, rozkładałeś mnie w tym na łopatki. Dlatego też szybko się tym znudziłam. Kiedy znowu triumfowałeś z powodu wygranej ja szybko podsunęłam się do Ciebie ładując się na Twoje kolana. Mruknąłeś wtedy z zadowolenia spoglądając mi w oczy. Twoje kąciki ust unosiły się do góry, bowiem już doskonale wiedziałeś, co za chwilę będziemy robić. Ale ja wolałam się najpierw pobawić Twoją cierpliwością. Kiedy pochylałeś się lekko nad moja szyją i powoli zaczynałeś ją całować, ja chcąc utrudnić Ci to zadanie, co chwilę się odsuwałam. Śmiałam się, a moje całe ciało falowało, co musiało drażnić Cię jeszcze bardziej. W końcu powoli ściągnęłam z Ciebie koszulkę, a swoimi dłońmi zaczęłam jeździć od góry do dołu po Twoim torsie. Widziałam ten ogień pożądania w Twoich oczach, więc chcąc go nieco ugasić po prostu przylgnęłam swoimi wargami do Twoich, lekko je musnęłam, by uciec z Twoich kolan na okno, gdzie zazwyczaj odpalałam papierosa. Dym rozniósł się po całym pokoju, podszedłeś do mnie burcząc zrozumiałe tylko dla Ciebie hiszpańskie słowa, po czym otworzyłeś okno obok mnie. Dym papierosowy zabijał w Tobie ochotę na seks. Kiedy tak stałeś, a ja paliłam objęłam Cię bez zawahania nogami chcąc, żebyś pozostał przy mnie dłużej. Patrzyłeś mi w oczy jednocześnie starając się nie być biernym palaczem. Widziałam Twój upór i jednocześnie złość. Zaśmiałam Ci się prosto w twarz spotykając się jednocześnie z Twoim zdziwionym spojrzeniem. Nie wyjaśniałam Ci jednak nic, po prostu wyrzuciłam przez okno fajkę i przylgnęłam swoimi wargami do Twoich.
Uwielbiałam leżeć zupełnie nago w łóżku obok Ciebie. Zazwyczaj kładłam wtedy głowę na Twoim ramieniu, a Ty głaskałeś mnie po niej. Zaciągałam się zapachem Twojej skóry i Tobie pozwalałam na to samo względem mojej osoby. Też to lubiłeś. Zawsze tak głupkowato się uśmiechałeś, całowałeś mnie, przejeżdżałeś swoimi palcami wzdłuż linii mojego kręgosłupa. Robiłeś to tylko po to, żeby podziwiać potem dreszcze przebiegające po mojej skórze. Mówiłeś w kółko jak bardzo lubisz ten widok, całowałeś mnie wtedy gdzieś w kark chcąc wynagrodzić mi to uczucie. W zasadzie, kiedy leżeliśmy w tym łóżku zupełnie nadzy odbywaliśmy nasze poważniejsze rozmowy: te o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
-Gdyby nie Barcelona i Sao Paulo mógłbym zamieszkać w Nowym Jorku.
- Już się w nim zakochałeś? - uśmiechnęłam się do Ciebie puszczając oko.
-Mógłbym tu zamieszkać, ale tylko z Tobą - patrzyłam w Twoje brązowe tęczówki i nie chciałam przestawać.- Co tak na mnie patrzysz?
-Chyba Cię kocham, Rafa - szepnęłam niemal niedosłyszalnie.
Słowa, na które tak długo kazałam Ci czekać pojawiły się w tak niespodziewanym momencie. Każdy facet normalnie skakałby z radości, Ty zacząłeś się krztusić. Nie wiem czy robiłeś to ostentacyjnie chcąc pokazać mi jak bardzo jesteś zaskoczony, czy może po prostu nie chciałeś tego słyszeć. Ale przecież mnie kochasz: tą miłością czystą i bezinteresowną. Zupełnie jak ja Ciebie. Przecież mówiłeś mi o tym nie raz. Za każdym razem rozmowy o przyszłości przybierały inny tor:
-Chcę, żebyś urodziła mi syna - leżałam na brzuchu czując jak przejeżdżasz swoją dłonią po mojej łopatce.
- Co proszę? - zaśmiałam się podnosząc na łokciach do góry i spoglądając na Ciebie. - Jestem trochę, odrobinę za młoda na dziecko. Nie chcę załapać się do żadnego programu w stylu 'Licealne ciąże'.
-No o to może być ciężko - Twój śmiech i oddech na moim ramieniu sprawiał, że nie wiedziałam, co myśleć. - W końcu ukończyłaś już liceum. I nie mówię, że teraz... Kiedyś... W przyszłości...
Teraz mogłam się szeroko uśmiechnąć i rzucić Tobie na szyję. Tak bardzo chciałam słuchać o tych Twoich planach na przyszłość. Mogłam ich słuchać godzinami, dniami, latami...
-Co byś zrobiła jakby mnie zabrakło? - patrzyłeś na mnie swoimi oczami szczeniaczka.
-Jak to zabrakło? - zmrużyłam wtedy powieki nie wiedząc, co masz na myśli.
-No wiesz... Na boiskach zdarzają się różne rzeczy.... - Twoje nieśmiałe spojrzenie sprawiało, że chciałam Ci po prostu zatkać dłonią usta. Mój szacunek do Ciebie kazał mi jednak pozwolić Ci zakończyć Twoją wypowiedź. - Jakbym miał jakiś wypadek czy coś... I już tak na zawsze by mnie zabrakło.
-Przestań tak mówić - wzburzyłam się kręcąc lekko głową. - Bo zabronię Ci grać w tą piłkę.
-Jakby Ciebie zabrakło... - zamyśliłeś się chwilę, wbijając swój wzrok w sufit. - Chciałbym wtedy odejść tam z Tobą, bo nigdy nikogo nie pokochałbym tak jak Ciebie.
Po tych słowach po prostu Cię przytuliłam. Głos uwiązł mi w gardle, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Zabijałeś we mnie osobę, która zawsze miała do wyrażenia ostatnie zdanie, zawsze do dodania swoje trzy grosze. Z tej dość opryskliwej dziewczyny robiłeś delikatną kobietę.
Od autorki: Wasze stwierdzenia, że 1. był lepszy niż prolog na prawdę wywołują uśmiech na mojej twarzy. Mam nadzieję, że nie dane będzie popsuć mi tą opinię, a wręcz przeciwnie jeszcze ją poprawię. Obiecywałam, że dodam coś jeszcze w tym tygodniu, więc o to jest. Pamiętajcie tylko, że im częściej będę dodawać, tym szybciej zakończy się ta historia. Taki mały haczyk. Do następnego!
piątek, 30 listopada 2012
poniedziałek, 26 listopada 2012
1.
Czas, który spędzałam bez Ciebie w Nowym Jorku był czymś, co dłużyło się niesamowicie mocno. Próbowałam sobie wmówić, że może powinnam o Tobie zapomnieć, zakończyć tą żałosną maskaradę. Przecież nic poważnego się nie stało, do niczego między nami nie doszło. Jeśli chciałam się wycofać to był to najlepszy moment. Jednak szybko się skończył. Postanowiłeś przylecieć do mnie, do Stanów. Kiedy czekałam na Ciebie na lotnisku chwilę zajęło mi zanim wyszukałam Cię wzrokiem, by bez zastanowienia później wskoczyć w Twoje ramiona. Smak Twoich ust tamtego popołudnia był nie do opisania. Tak mocno za nim tęskniłam. I o tyle, o ile wydawałeś mi się być zagubiony w Rio, teraz byłeś pogubiony jeszcze bardziej. Najbardziej bawiło mnie roztargnienie w tych codziennych sytuacjach, kiedy mówiłam, że musimy skręcić w lewo, Ty skręcałeś w prawo tłumacząc mi, że kobiety zawsze mylą strony świata. Teraz możesz się przyznać, że po prostu nie wiedziałeś, co się dzieje dookoła Ciebie. Nie będę się śmiała, do życia w takim mieście jak Nowy Jork też trzeba przywyknąć. Widziałam jak wieczorami po kryjomu włączałeś mapę miasta i szukałeś na niej jakichś punktów. Jestem prawie pewna, że to do nich chciałeś mnie prowadzić kolejnego dnia. Pod tym względem byłeś niemożliwy. Pieprzony perfekcjonista Rafinha. Wszystko co robisz musi być doskonałe, musisz dać z siebie wszystko. Pewnie sam tego nie zauważyłeś, prawda? Nawet nie wiesz jak bardzo działało mi to na nerwy.
Kiedy każdego poranka budziłam się przy Tobie czułam się niesamowicie spełniona. Witały mnie Twoje roześmiane oczy i krótki pocałunek na dzień dobry. Zamiast podnieść się i zrobić nam coś do jedzenia, najzwyczajniej w świecie wtulałam się wtedy w Twój nagi tors i mogłam leżeć tak godzinami. Nie narzekałeś, nie zwracałeś mi uwagi, generalnie byłeś bardzo ugodowy. Bawiłeś się zazwyczaj wtedy moimi włosami mówiąc mi jak bardzo tęskniłeś lub jak bardzo chcesz mnie zabrać do Hiszpanii. Nie odpowiadałam nic na te twoje pragnienia, nie byłam w stanie. Żyłam chwilą, być może zbyt długo.
-Niki, do jasnej cholery! - twój oburzony głos wydawał się taki zabawny, kiedy któregoś poranka wstałam szybciej niż Ty i postanowiłam podpisać Cię markerem. - Co to ma być?!
-Mój Rafa. N. - wyrecytowałam z pamięci z uśmiechem na twarzy. Bawiłeś mnie, na prawdę. Uważnie przyglądałeś się teraz swojemu torsowi z tatuażem wykonanym zwykłym czarnym markerem. Zachowywałeś się jakbyś nigdy nie składał autografu na cyckach napalonych fanek. A może po prostu właśnie takie skojarzenie nasunęło Ci się na myśl. Tego już nigdy się nie dowiem. Wiem, że po chwili zerwałeś się z łóżka i przygwoździłeś mnie do ściany, przy której aktualnie stałam. Panie Alcantara, nie spodziewałam się w tamtym momencie takiej agresji połączonej z namiętnością. Kiedy wspominam to z perspektywy czasu ogarnia mnie dziwny dreszcz, przecież byliśmy jeszcze dziećmi. Dwoje 19-latków, którzy utracili rodzicielską kontrolę i postanowili skorzystać w pełni z uroków życia. Dwójką nastolatków bawiącą się sobą nawzajem. Nie zdającą sobie sprawy z tego, jak wielkie ryzyko niosą nasze czyny. Bo przecież zakochanie to ogromne ryzyko, o ile nie największe jakie mogło wypłynąć z naszych poczynań. Pamiętam dreszcze podniecenia wywoływane Twoim dotykiem, pocałunkami. Pamiętam jak bardzo byłeś delikatny, nie znałam Cię od tej strony. Ale z dnia na dzień, co raz bardziej chciałam poznawać. Teraz to wiem, po prostu chciałam być Twoja, Rafa. Na zawsze Twoja. Wiesz co jeszcze uwielbiałam z tych naszych "łóżkowych poczynań"? To kiedy mogłam leżeć obok Ciebie i bezkarnie badać opuszkami moich palców Twój tatuaż. Zawsze wtedy robiłeś tą zabawną minę napinając swój biceps, czy tam triceps. Nigdy się na tym nie znałam, dobrze wiesz. W każdym bądź razie tak zabawnie marszczyłeś nos i ściągałeś usta. Nigdy długo nie wytrzymywałam. W tych momentach wspinałam się na Ciebie i całowałam Cię: najpierw w ten nos, później w usta. Zazwyczaj obejmowałeś mnie wtedy na wysokości bioder i przyciągałeś do swojej klatki piersiowej. Zdecydowanie nie byliśmy normalni.
Któregoś ciepłego wieczoru siedzieliśmy nad rzeką Hudson. Gwieździste niebo oświetlało mi w pełni Twoją twarz. Z uśmiechem na twarzy ściskałam Twoją dłoń i patrzyłam na drugą stronę Nowego Jorku, niesamowicie oświetloną, zapierającą dech w piersi. Piliśmy wtedy jakieś wino, dobrze wiedziałeś, że łamałam w ten sposób z Tobą obowiązujące mnie prawo. Nic sobie z tego nie robiłeś, chciałeś mnie upić, a potem zacnie wykorzystać w moim mieszkaniu. Skąd wiem, że właśnie tego chciałeś? Rafael, jesteś tak przewidywalny. Kiedy alkohol szumiał mi w głowie, zamiast powiedzieć mi nie pij więcej, pobiegłeś do pobliskiego sklepu po nową butelkę. Jestem pełna podziwu: z jeden strony jesteś taki dojrzały, z drugiej wciąż jesteś dzieckiem. Zachowujesz między tym idealny balans.
-Patrz Wielki Wóz! - Twój podniecony głos niósł się po tafli wody. - Zaraz znajdę Ci gwiazdozbiór Wodnika!
Wiesz co mówią o Wodnikach i Skorpionach? Podobno powinniśmy nie móc się dogadać. Nie jesteśmy zdolni do ustępstw, a żeby się jakkolwiek dogadać powinniśmy być wzajemnie zafascynowani swoją urodą i urokiem osobistym. Chyba trochę to działa, bo gdyby nie to... Nie wiem czy nadal kochałabym te Twoje 178 cm wzrostu, niesamowicie brązowe oczy i ten Twój zapał do futbolu. Pamiętam jak pouczałeś mnie i krzyczałeś, że na piłkę nożną nie mówi się 'soccer'. Próbowałeś zarazić mnie tą miłością do zawodu jaki wykonujesz. Śmiałam się mówiąc Ci, żebyś najpierw nauczył mnie wymawiać po hiszpańsku słowo futbol, później zajmował się moim uwielbieniem do baseballu.
-Jesteś w połowie Brazylijką, jak możesz nie kochać piłki nożnej?! - nie dowierzałeś mi na słowo, a widząc mój śmiech po prostu zaczynałeś mnie łaskotać. Największa tortura jaką mogłeś mi zapewnić. Zazwyczaj po niej po prostu lądowałam na Twoim torsie, prosząc Cię, żebyś przestał. Przestawałeś całując mnie w sam środek czoła i zapewniając, że jeszcze mnie nauczysz życia. Więc czekałam na tą lekcje....
Pamiętasz jak przez skype'a chciałeś przedstawić mnie Twojemu starszemu bratu? Jego mina była bez błędna, nie do opisania. Postanowiłam wtedy nałożyć sobie na twarz papierową torbę z napisem Nowa dziewczyna Twojego brata. Wściekałeś się, że nie chcę się pokazać, jednak w końcu uznałeś moją wyższość. Zwyczajnie się wstydziłam. Wiesz jak to jest? Podobno jak facet przedstawia Cię kumplom to jest to już coś poważnego. Co miałam pomyśleć, kiedy chciałeś przedstawić mnie bratu przez ekran laptopa? Sama nie przedstawiłam Cię jeszcze członkom mojej rodziny, a na spotkanie z przyjaciółką próbowałam wyciągnąć już od tygodnia. Jesteśmy zdecydowanie zbyt mocno podobni. Oboje tak samo wstydliwi, jeśli chodzi o poznanie tych bliskich osób, ale jednocześnie zbyt pewni siebie, żeby nie podejść na ulicy do kogoś i zagadać. Zupełnie jak wtedy, gdy założyliśmy się, że nie podejdziesz do tej blondynki i nie podasz jej swojego numeru telefonu. Dzwoniła później przez tydzień. Musiała Cię skojarzyć, kto wie może to jakaś skryta fanka Barcelony B. Kiedy to wspominam chce mi się śmiać. Dąsałeś się potem na mnie przez tydzień, grożąc mi, że może jednak umówisz się z nią. Najzabawniejsze jest to, że nawet nie znałeś jej imienia.
-Zobaczysz zadzwonię do niej - machałeś wskazującym palcem, aby nadać poważniejszy charakter dla tej groźby. - Jeszcze raz mi o tym przypomnisz i naciskam zieloną słuchawkę.
-I co jej powiesz? - zalewałam się łzami radości wygodnie rozkładając na mojej kanapie. - Cześć, dałem Ci dzisiaj mój numer na ulicy. Pójdziemy na drinka? Aha, jak masz na imię, bo zapomniałem wcześniej zapytać.
-Nie ważne - odburknąłeś dość niemiło, tak bardzo uwielbiałam gdy puszczały Ci nerwy. - Wygrałem zakład, więc...
-Więc? - spojrzałam Ci wtedy prosto w oczy jednocześnie stykając swoje czoło z Twoim.
-Więc pójdziemy teraz grzecznie do sypialni, ewentualnie Cię do niej zaniosę i .... - wymownie spojrzałeś teraz w stronę drzwi prowadzących do jednej z intymniejszych części mieszkania.
-I pójdziemy spać? - wyszczerzyłam zęby, wiedząc jak bardzo wkurzy Cię ta reakcja.
-I będziemy uprawić dziki akt miłosny - zaśmiałeś się całując mnie, a następnie biorąc na ręce i kierując się we wcześniej wspomnianą stronę.
Od autorki: Na wstępie chciałam Wam wszystkim podziękować za budującą opinię na temat prologu. Na prawdę niesamowicie miło czyta się tak pochlebne komentarze jak te Wasze. Aż chce się publikować więcej i szybciej. Mam również nadzieję, że ten rozdział też się Wam spodoba, a bohater raczej przyciągnie Was do dalszego czytania niż zniechęci. Tak więc miłego czytania i do następnego!
Kiedy każdego poranka budziłam się przy Tobie czułam się niesamowicie spełniona. Witały mnie Twoje roześmiane oczy i krótki pocałunek na dzień dobry. Zamiast podnieść się i zrobić nam coś do jedzenia, najzwyczajniej w świecie wtulałam się wtedy w Twój nagi tors i mogłam leżeć tak godzinami. Nie narzekałeś, nie zwracałeś mi uwagi, generalnie byłeś bardzo ugodowy. Bawiłeś się zazwyczaj wtedy moimi włosami mówiąc mi jak bardzo tęskniłeś lub jak bardzo chcesz mnie zabrać do Hiszpanii. Nie odpowiadałam nic na te twoje pragnienia, nie byłam w stanie. Żyłam chwilą, być może zbyt długo.
-Niki, do jasnej cholery! - twój oburzony głos wydawał się taki zabawny, kiedy któregoś poranka wstałam szybciej niż Ty i postanowiłam podpisać Cię markerem. - Co to ma być?!
-Mój Rafa. N. - wyrecytowałam z pamięci z uśmiechem na twarzy. Bawiłeś mnie, na prawdę. Uważnie przyglądałeś się teraz swojemu torsowi z tatuażem wykonanym zwykłym czarnym markerem. Zachowywałeś się jakbyś nigdy nie składał autografu na cyckach napalonych fanek. A może po prostu właśnie takie skojarzenie nasunęło Ci się na myśl. Tego już nigdy się nie dowiem. Wiem, że po chwili zerwałeś się z łóżka i przygwoździłeś mnie do ściany, przy której aktualnie stałam. Panie Alcantara, nie spodziewałam się w tamtym momencie takiej agresji połączonej z namiętnością. Kiedy wspominam to z perspektywy czasu ogarnia mnie dziwny dreszcz, przecież byliśmy jeszcze dziećmi. Dwoje 19-latków, którzy utracili rodzicielską kontrolę i postanowili skorzystać w pełni z uroków życia. Dwójką nastolatków bawiącą się sobą nawzajem. Nie zdającą sobie sprawy z tego, jak wielkie ryzyko niosą nasze czyny. Bo przecież zakochanie to ogromne ryzyko, o ile nie największe jakie mogło wypłynąć z naszych poczynań. Pamiętam dreszcze podniecenia wywoływane Twoim dotykiem, pocałunkami. Pamiętam jak bardzo byłeś delikatny, nie znałam Cię od tej strony. Ale z dnia na dzień, co raz bardziej chciałam poznawać. Teraz to wiem, po prostu chciałam być Twoja, Rafa. Na zawsze Twoja. Wiesz co jeszcze uwielbiałam z tych naszych "łóżkowych poczynań"? To kiedy mogłam leżeć obok Ciebie i bezkarnie badać opuszkami moich palców Twój tatuaż. Zawsze wtedy robiłeś tą zabawną minę napinając swój biceps, czy tam triceps. Nigdy się na tym nie znałam, dobrze wiesz. W każdym bądź razie tak zabawnie marszczyłeś nos i ściągałeś usta. Nigdy długo nie wytrzymywałam. W tych momentach wspinałam się na Ciebie i całowałam Cię: najpierw w ten nos, później w usta. Zazwyczaj obejmowałeś mnie wtedy na wysokości bioder i przyciągałeś do swojej klatki piersiowej. Zdecydowanie nie byliśmy normalni.
Któregoś ciepłego wieczoru siedzieliśmy nad rzeką Hudson. Gwieździste niebo oświetlało mi w pełni Twoją twarz. Z uśmiechem na twarzy ściskałam Twoją dłoń i patrzyłam na drugą stronę Nowego Jorku, niesamowicie oświetloną, zapierającą dech w piersi. Piliśmy wtedy jakieś wino, dobrze wiedziałeś, że łamałam w ten sposób z Tobą obowiązujące mnie prawo. Nic sobie z tego nie robiłeś, chciałeś mnie upić, a potem zacnie wykorzystać w moim mieszkaniu. Skąd wiem, że właśnie tego chciałeś? Rafael, jesteś tak przewidywalny. Kiedy alkohol szumiał mi w głowie, zamiast powiedzieć mi nie pij więcej, pobiegłeś do pobliskiego sklepu po nową butelkę. Jestem pełna podziwu: z jeden strony jesteś taki dojrzały, z drugiej wciąż jesteś dzieckiem. Zachowujesz między tym idealny balans.
-Patrz Wielki Wóz! - Twój podniecony głos niósł się po tafli wody. - Zaraz znajdę Ci gwiazdozbiór Wodnika!
Wiesz co mówią o Wodnikach i Skorpionach? Podobno powinniśmy nie móc się dogadać. Nie jesteśmy zdolni do ustępstw, a żeby się jakkolwiek dogadać powinniśmy być wzajemnie zafascynowani swoją urodą i urokiem osobistym. Chyba trochę to działa, bo gdyby nie to... Nie wiem czy nadal kochałabym te Twoje 178 cm wzrostu, niesamowicie brązowe oczy i ten Twój zapał do futbolu. Pamiętam jak pouczałeś mnie i krzyczałeś, że na piłkę nożną nie mówi się 'soccer'. Próbowałeś zarazić mnie tą miłością do zawodu jaki wykonujesz. Śmiałam się mówiąc Ci, żebyś najpierw nauczył mnie wymawiać po hiszpańsku słowo futbol, później zajmował się moim uwielbieniem do baseballu.
-Jesteś w połowie Brazylijką, jak możesz nie kochać piłki nożnej?! - nie dowierzałeś mi na słowo, a widząc mój śmiech po prostu zaczynałeś mnie łaskotać. Największa tortura jaką mogłeś mi zapewnić. Zazwyczaj po niej po prostu lądowałam na Twoim torsie, prosząc Cię, żebyś przestał. Przestawałeś całując mnie w sam środek czoła i zapewniając, że jeszcze mnie nauczysz życia. Więc czekałam na tą lekcje....
Pamiętasz jak przez skype'a chciałeś przedstawić mnie Twojemu starszemu bratu? Jego mina była bez błędna, nie do opisania. Postanowiłam wtedy nałożyć sobie na twarz papierową torbę z napisem Nowa dziewczyna Twojego brata. Wściekałeś się, że nie chcę się pokazać, jednak w końcu uznałeś moją wyższość. Zwyczajnie się wstydziłam. Wiesz jak to jest? Podobno jak facet przedstawia Cię kumplom to jest to już coś poważnego. Co miałam pomyśleć, kiedy chciałeś przedstawić mnie bratu przez ekran laptopa? Sama nie przedstawiłam Cię jeszcze członkom mojej rodziny, a na spotkanie z przyjaciółką próbowałam wyciągnąć już od tygodnia. Jesteśmy zdecydowanie zbyt mocno podobni. Oboje tak samo wstydliwi, jeśli chodzi o poznanie tych bliskich osób, ale jednocześnie zbyt pewni siebie, żeby nie podejść na ulicy do kogoś i zagadać. Zupełnie jak wtedy, gdy założyliśmy się, że nie podejdziesz do tej blondynki i nie podasz jej swojego numeru telefonu. Dzwoniła później przez tydzień. Musiała Cię skojarzyć, kto wie może to jakaś skryta fanka Barcelony B. Kiedy to wspominam chce mi się śmiać. Dąsałeś się potem na mnie przez tydzień, grożąc mi, że może jednak umówisz się z nią. Najzabawniejsze jest to, że nawet nie znałeś jej imienia.
-Zobaczysz zadzwonię do niej - machałeś wskazującym palcem, aby nadać poważniejszy charakter dla tej groźby. - Jeszcze raz mi o tym przypomnisz i naciskam zieloną słuchawkę.
-I co jej powiesz? - zalewałam się łzami radości wygodnie rozkładając na mojej kanapie. - Cześć, dałem Ci dzisiaj mój numer na ulicy. Pójdziemy na drinka? Aha, jak masz na imię, bo zapomniałem wcześniej zapytać.
-Nie ważne - odburknąłeś dość niemiło, tak bardzo uwielbiałam gdy puszczały Ci nerwy. - Wygrałem zakład, więc...
-Więc? - spojrzałam Ci wtedy prosto w oczy jednocześnie stykając swoje czoło z Twoim.
-Więc pójdziemy teraz grzecznie do sypialni, ewentualnie Cię do niej zaniosę i .... - wymownie spojrzałeś teraz w stronę drzwi prowadzących do jednej z intymniejszych części mieszkania.
-I pójdziemy spać? - wyszczerzyłam zęby, wiedząc jak bardzo wkurzy Cię ta reakcja.
-I będziemy uprawić dziki akt miłosny - zaśmiałeś się całując mnie, a następnie biorąc na ręce i kierując się we wcześniej wspomnianą stronę.
Od autorki: Na wstępie chciałam Wam wszystkim podziękować za budującą opinię na temat prologu. Na prawdę niesamowicie miło czyta się tak pochlebne komentarze jak te Wasze. Aż chce się publikować więcej i szybciej. Mam również nadzieję, że ten rozdział też się Wam spodoba, a bohater raczej przyciągnie Was do dalszego czytania niż zniechęci. Tak więc miłego czytania i do następnego!
wtorek, 20 listopada 2012
Prolog
Pamiętam ten chłodny poranek w Rio, kiedy się poznaliśmy. Chłodny, bo przecież towarzyszył mu zimny i dość obfity deszcz. Sierpień należy do miesięcy, w których pada tutaj najmocniej. Szłam kupić coś do picia, na zabicie wczorajszego kaca. Rozmawiałam z Tobą przy kasie niemal rozpaczając, że za chwilę mój makijaż spłynie z deszczową wodą. Zupełnie nieświadoma tego kim jesteś. Ale czego Ty się spodziewałeś od Amerykanki o brazylijskich korzeniach? Pytałeś co mnie tutaj przygnało. Na początku odpowiadałam Ci, że impreza. Z czasem zmieniłam moją wypowiedź na wdzięczne 'przystojni chłopcy'. Wiedziałeś, że mówię to specjalnie, żeby sprawić, że Twoje serce zwariuje. Wariowało, prawda?
Lubiłeś siadać na oknie lub tuż przy nim, potrafiłeś tak godzinami przez nie patrzeć. Siadałam zazwyczaj gdzieś za Tobą na kanapie albo na łóżku i śmiałam się. Bawiło mnie to. Wyglądałeś tak słodko i zarazem nieporadnie. Duży piłkarz zagubiony w Rio de Janeiro. Zawsze, gdy pytałam czemu to robisz odpowiadałeś, że chcesz utrwalić sobie w pamięci to miejsce. Nie rozumiałam Cię, po prostu się śmiałam. Z czasem zaraziłeś mnie tym i zajmowałam wolne miejsce obok Ciebie odpalając przy tym papierosa. Lubiłam czuć jak obejmujesz mnie ramieniem i pozwalasz oprzeć mi się o nie swoją głową. Zaciągałam się wtedy dymem, przymykałam powieki i wdychałam Ciebie. Byłeś moim aniołem stróżem. Zawsze kiedy błądziłam, wiedziałam, że pomożesz wrócić mi na właściwą drogę. Kilkukrotnie wyciągałeś mi tego papierosa z ust i wyrzucając go gdzieś przez okno kradłeś mi całusa. Na początku się czerwieniłam chowając swoją twarz w Twoje ramię, z czasem przywykłam. Popadłam w tą tytoniową rutynę. Aż strach się przyznać ile razy specjalnie odpalałam papierosa, tylko po to, żebyś znowu mi go zabrał i pocałował.
Pamiętasz ten dzień, kiedy słońce ukazało się nam w całej swej okazałości? Wyciągnęłam Cię wtedy na plażę. Wykręcałeś się spotkaniem z kumplami, ale kiedy powiedziałam, żebyś zabrał ich ze sobą nie miałeś już wyboru. Tłumy ludzi, które nie poznawały w Tobie piłkarza, a jedynie dobrze zbudowanego przystojniaka. Tak, przystojniaka. Taki własnie byłeś, cały czas jesteś. Podobnie jak te tłumy rozpalonych turystek też Cię podziwiałam, ale nie dlatego, że Twój czteropak przewyższał moje oczekiwania, nie dlatego, że mówiłeś z tym śmiesznym hiszpańskim akcentem i nie dlatego, że kiedy się śmiałeś ukazywałeś rządek swoich białych zębów. Miałeś w sobie coś, co zjednywało moje serce, a nie jednokrotnie Ty i Twoi przyjaciele przekonaliście się, że o to ciężko. Zresztą wtedy na plaży bardziej niż cokolwiek innego interesowało mnie Twoje ciało świecące pod wpływem kropelek wody, które na nim pozostały i słońca.
Pamiętam jak Twój przyjaciel Jorge biegał za mną zabiegając o moje względy. Tego pamiętnego wieczora siedziałam z nim przy jednym stoliku popijając drinka i zaśmiewając się z dowcipów, które opowiadał. Były słabe, ale grzeczność nakazywała, choć raz się roześmiać. Widziałam kątem oka jak obserwowałeś mnie siedząc przy barze. Byłeś cholernie zazdrosny, nie umiesz tego ukrywać. Marny z Ciebie aktor, dobrze, że zostałeś piłkarzem. Wypierałeś się tego dość długo i systematycznie. Argumentem przewodnim było: 'dopiero się poznaliśmy, a bycie przyjaciółmi to i tak już dużo'. Zazwyczaj wtedy posyłałeś mi wtedy ten swój firmowy uśmiech, z powodu, którego pod dziewczynami uginały się kolana, a na mnie on zwyczajnie nie działał. Dziwiłeś się, czemu tak jest. Czemu jestem taka chłodna. Zawsze byłam inna...
Też nie byłeś świętoszkiem. Potrafiłeś przyjść do mnie do hotelu o czwartej nad ranem tylko po to, żeby 'sprawdzić, czy nic Ci się nie dzieje' albo czy przypadkiem nie ma u mnie żadnego innego. Niejednokrotnie, kiedy otwierałam Ci drzwi widziałam w jakim stanie stoisz przede mną. Wciągałam Cię wtedy do środka i pozwalałam zająć wolne miejsce w moim łóżku. Protestowałeś, kiedy chciałam iść spać na kanapie, jednak sam na nią też się nie decydowałeś. Kazałeś położyć mi się obok Ciebie, a potem długimi godzinami potrafiłeś patrzeć w moje oczy. Wiesz jak to na mnie działało. Peszyło mnie Twoje spojrzenie i wtedy w natychmiastowym tempie lądowałam z kołdrą i poduszką w sąsiednim pomieszczeniu. Kiedy zasypiałam, obijając się o meble często zanosiłeś mnie z powrotem do łóżka. Mówiłeś, że 'damie nie wypada spanie na kanapie w salonie'. Odpowiadałam, że nie jestem damą, nigdy nią nie byłam i nie zostanę. Zapewniałeś mnie, że kiedyś ktoś na pewno to zmieni. Mówiłam Ci, że nie lubię zmian i wszystko powinno zostać jak jest. Byłam głupia, już poznanie Ciebie było największą zmianą w moim życiu.
Co było wtedy między nami? Sama nie wiem jak to zdefiniować. Przez znaczną część tego pobytu w Brazylii byliśmy chyba przyjaciółmi. Takimi, którzy dość często spędzają czas razem. Którzy czasem się przytulają, idą uliczkami za rękę. Którzy czasem kradną sobie całusy i przede wszystkim się wspierają. Pozwalałam Ci na podrywanie tych wszystkich zgrabnych dziewczyn, które do Ciebie podchodziły, podobnie jak Ty pozwalałeś mi flirtować z innymi mężczyznami. Dopiero pod koniec wyjazdu chyba oboje zrozumieliśmy, że to nie ma najmniejszego sensu, że czas spróbować czegoś nowego. Od tamtego momentu z dumą ściskałam Twoją dłoń, odbierałam kolejne pocałunki. Byłeś blisko, zdecydowanie blisko i to było tym, co mnie napędzało do tego, żeby kiedyś tu wrócić... Z Tobą...
Od autorki: No i proszę jest prolog. Kto jest głównym bohaterem? Być może część z Was już wie, być może część się domyśla, a część zupełnie nie wie. Nie martwcie się za tydzień już wszystkie go poznacie. Opowiadanie składa się z prologu, 5 rozdziałów i epilogu. Takie krótki projekt, jednak musiałam go spisać, bo za mocno siedział w mi głowie. Chyba równie mocno czekałam na jego publikację, dlatego przyspieszam i publikuję dzisiaj, a nie w weekend.
Lubiłeś siadać na oknie lub tuż przy nim, potrafiłeś tak godzinami przez nie patrzeć. Siadałam zazwyczaj gdzieś za Tobą na kanapie albo na łóżku i śmiałam się. Bawiło mnie to. Wyglądałeś tak słodko i zarazem nieporadnie. Duży piłkarz zagubiony w Rio de Janeiro. Zawsze, gdy pytałam czemu to robisz odpowiadałeś, że chcesz utrwalić sobie w pamięci to miejsce. Nie rozumiałam Cię, po prostu się śmiałam. Z czasem zaraziłeś mnie tym i zajmowałam wolne miejsce obok Ciebie odpalając przy tym papierosa. Lubiłam czuć jak obejmujesz mnie ramieniem i pozwalasz oprzeć mi się o nie swoją głową. Zaciągałam się wtedy dymem, przymykałam powieki i wdychałam Ciebie. Byłeś moim aniołem stróżem. Zawsze kiedy błądziłam, wiedziałam, że pomożesz wrócić mi na właściwą drogę. Kilkukrotnie wyciągałeś mi tego papierosa z ust i wyrzucając go gdzieś przez okno kradłeś mi całusa. Na początku się czerwieniłam chowając swoją twarz w Twoje ramię, z czasem przywykłam. Popadłam w tą tytoniową rutynę. Aż strach się przyznać ile razy specjalnie odpalałam papierosa, tylko po to, żebyś znowu mi go zabrał i pocałował.
Pamiętasz ten dzień, kiedy słońce ukazało się nam w całej swej okazałości? Wyciągnęłam Cię wtedy na plażę. Wykręcałeś się spotkaniem z kumplami, ale kiedy powiedziałam, żebyś zabrał ich ze sobą nie miałeś już wyboru. Tłumy ludzi, które nie poznawały w Tobie piłkarza, a jedynie dobrze zbudowanego przystojniaka. Tak, przystojniaka. Taki własnie byłeś, cały czas jesteś. Podobnie jak te tłumy rozpalonych turystek też Cię podziwiałam, ale nie dlatego, że Twój czteropak przewyższał moje oczekiwania, nie dlatego, że mówiłeś z tym śmiesznym hiszpańskim akcentem i nie dlatego, że kiedy się śmiałeś ukazywałeś rządek swoich białych zębów. Miałeś w sobie coś, co zjednywało moje serce, a nie jednokrotnie Ty i Twoi przyjaciele przekonaliście się, że o to ciężko. Zresztą wtedy na plaży bardziej niż cokolwiek innego interesowało mnie Twoje ciało świecące pod wpływem kropelek wody, które na nim pozostały i słońca.
Pamiętam jak Twój przyjaciel Jorge biegał za mną zabiegając o moje względy. Tego pamiętnego wieczora siedziałam z nim przy jednym stoliku popijając drinka i zaśmiewając się z dowcipów, które opowiadał. Były słabe, ale grzeczność nakazywała, choć raz się roześmiać. Widziałam kątem oka jak obserwowałeś mnie siedząc przy barze. Byłeś cholernie zazdrosny, nie umiesz tego ukrywać. Marny z Ciebie aktor, dobrze, że zostałeś piłkarzem. Wypierałeś się tego dość długo i systematycznie. Argumentem przewodnim było: 'dopiero się poznaliśmy, a bycie przyjaciółmi to i tak już dużo'. Zazwyczaj wtedy posyłałeś mi wtedy ten swój firmowy uśmiech, z powodu, którego pod dziewczynami uginały się kolana, a na mnie on zwyczajnie nie działał. Dziwiłeś się, czemu tak jest. Czemu jestem taka chłodna. Zawsze byłam inna...
Też nie byłeś świętoszkiem. Potrafiłeś przyjść do mnie do hotelu o czwartej nad ranem tylko po to, żeby 'sprawdzić, czy nic Ci się nie dzieje' albo czy przypadkiem nie ma u mnie żadnego innego. Niejednokrotnie, kiedy otwierałam Ci drzwi widziałam w jakim stanie stoisz przede mną. Wciągałam Cię wtedy do środka i pozwalałam zająć wolne miejsce w moim łóżku. Protestowałeś, kiedy chciałam iść spać na kanapie, jednak sam na nią też się nie decydowałeś. Kazałeś położyć mi się obok Ciebie, a potem długimi godzinami potrafiłeś patrzeć w moje oczy. Wiesz jak to na mnie działało. Peszyło mnie Twoje spojrzenie i wtedy w natychmiastowym tempie lądowałam z kołdrą i poduszką w sąsiednim pomieszczeniu. Kiedy zasypiałam, obijając się o meble często zanosiłeś mnie z powrotem do łóżka. Mówiłeś, że 'damie nie wypada spanie na kanapie w salonie'. Odpowiadałam, że nie jestem damą, nigdy nią nie byłam i nie zostanę. Zapewniałeś mnie, że kiedyś ktoś na pewno to zmieni. Mówiłam Ci, że nie lubię zmian i wszystko powinno zostać jak jest. Byłam głupia, już poznanie Ciebie było największą zmianą w moim życiu.
Co było wtedy między nami? Sama nie wiem jak to zdefiniować. Przez znaczną część tego pobytu w Brazylii byliśmy chyba przyjaciółmi. Takimi, którzy dość często spędzają czas razem. Którzy czasem się przytulają, idą uliczkami za rękę. Którzy czasem kradną sobie całusy i przede wszystkim się wspierają. Pozwalałam Ci na podrywanie tych wszystkich zgrabnych dziewczyn, które do Ciebie podchodziły, podobnie jak Ty pozwalałeś mi flirtować z innymi mężczyznami. Dopiero pod koniec wyjazdu chyba oboje zrozumieliśmy, że to nie ma najmniejszego sensu, że czas spróbować czegoś nowego. Od tamtego momentu z dumą ściskałam Twoją dłoń, odbierałam kolejne pocałunki. Byłeś blisko, zdecydowanie blisko i to było tym, co mnie napędzało do tego, żeby kiedyś tu wrócić... Z Tobą...
Od autorki: No i proszę jest prolog. Kto jest głównym bohaterem? Być może część z Was już wie, być może część się domyśla, a część zupełnie nie wie. Nie martwcie się za tydzień już wszystkie go poznacie. Opowiadanie składa się z prologu, 5 rozdziałów i epilogu. Takie krótki projekt, jednak musiałam go spisać, bo za mocno siedział w mi głowie. Chyba równie mocno czekałam na jego publikację, dlatego przyspieszam i publikuję dzisiaj, a nie w weekend.
Subskrybuj:
Posty (Atom)